"Super Express": - Co czułeś, gdy w poniedziałkowy wieczór trener ogłosił powołania na Euro 2016?
Artur Sobiech: - Znałem decyzję selekcjonera już po południu, po ostatnim treningu. Przekazał ją trzem piłkarzom - których nie zabiera na Euro - w indywidualnych rozmowach. Zostałem w Arłamowie na kolację, żeby pożegnać się z kolegami, a późnym wieczorem byłem już w domu na Śląsku.
- Zastanawiałeś się, dlaczego trener postawił na Mariusza Stępińskiego, a nie na Ciebie?
- Nie roztrząsam tego. Na kogoś musiało paść i padło na mnie. Mam czyste sumienie, bo trenowałem najlepiej jak mogłem. Decyzję przyjąłem ze spokojem. Życie toczy się dalej. Na Euro świat się nie kończy.
- W sobotę graliście sparing między sobą, który sędziował Szymon Marciniak. Czy to był mecz decydujący o nominacjach?
- Być może tak było, ale nie chcę zdradzać szczegółów meczu, nazwijmy to - pierwszego zespołu z drugim. Powiem tylko, że wygrała pierwsza drużyna, określana mianem A. Ja grałem w drugiej.
- To właśnie z Mariuszem Stępińskim walczyłeś o miejsce na Euro. Jak się pożegnaliście w Arłamowie?
- Życzyłem mu powodzenia, jak każdemu z pozostałych kolegów. Atmosfera w drużynie jest naprawdę znakomita. Dodatkowo potęgują ją kibice, którzy tak licznie oglądali nasze treningi. Znów jest moda na reprezentację i wierzę, że po dobrym występie we Francji będzie jeszcze większa!
- Jakie plany na najbliższe tygodnie? Będziesz oglądał Euro w telewizji? A może jedziesz na wakacje?
- Wyjeżdżam jutro z kolegą z boiska, Mateuszem Klichem, oraz naszymi partnerkami na tydzień do Hiszpanii. Będę więc całkiem blisko zespołu, a duchem jeszcze bliżej.