Adrian Mierzejewski

i

Autor: Art Service/Super Express Adrian Mierzejewski

Piłkarz za metą

Po latach piłkarskiej tułaczki szykuje się do pracy w rodzimym futbolu, zamiary ma ambitne. „Chcę zmieniać!” [ROZMOWA SE]

2025-02-22 6:41

Adrian Mierzejewski, były reprezentant Polski i uczestnik EURO 2012, przez trzynaście lat kopał piłkę na obczyźnie. W egzotycznych miejscach: Arabii Saudyjskiej (zanim jeszcze stała się to popularne), Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Australii i Chinach. W Państwie Środka spędził ponad pięć lat. Teraz szykuje się do życia „po drugiej stronie barykady”.

„Super Express”: - Co dziś robi „piłkarski emeryt”?

Adrian Mierzejewski: - Mógłbym powiedzieć, że zabijam czas (śmiech). Ale zrobiłem już licencję agenta piłkarskiego, jestem też na kursach PZPN-u dla dyrektorów sportowych i trenerskim UEFA A dla były piłkarzy.

- Szeroko pan idzie!

- Wróciłem do kraju po wielu latach i nie mam wrażenia, by specjalnie wiele się w polskiej piłce ligowej zmieniło. Stąd te wszystkie kursy, bym mógł wykorzystać swoje doświadczenie zbierane w świecie i spróbować ten nasz futbol za jakiś czas zmieniać. Mam swoje przemyślenia, wiele rzeczy widziałem, przeżyłem – pora to przełożyć na rodzime warunki.

Marek Koźmiński wyjaśnił motywy wpisu o Cezarym Kuleszy. Wskazał też „kandydata marzeń” do władz UEFA [ROZMOWA SE]

- Kilka miesięcy temu – o czym niewielu kibiców wie – dotarł pan z reprezentacją Polski do ćwierćfinału mundialu w socca, czyli piłce sześcioosobowej. Dużo brakło do medalu?

- Szkoda wielka, że nie udało nam się wygrać tego turnieju; niewiele nam – moim zdaniem – brakowało. Cóż, szansę będziemy mieć na kolejnym mundialu, w Meksyku. Socca to bardzo atrakcyjna forma futbolu, często dużo ciekawsza do oglądania niż piłka jedenastoosobowa. Znamy mecze na dużych boiskach, w których przez 90 minut nic się nie dzieje. A tu, na małym boisku, akcje przenoszą się z jednej strony na drugą. Widzowie byli zachwyceni tempem gry, poziomem wyszkolenia technicznego uczestników. Wszystko musi się opierać właśnie na technice, skoro w tej odmianie piłki nie można wykonywać wślizgów.

- I gwiazd tam nie brakuje; prócz pana w naszej reprezentacji grał też Bartosz Białkowski!

- A do Omanu przyjechali jeszcze na przykład Ludovic Obraniak czy Djibril Cisse. W socca grać mogą piłkarze, którzy nie utrzymują się z piłki, nie mają zawodowych kontraktów. Czyli ci, którzy są już po swych karierach futbolowych, albo po prostu gracze trochę „znikąd”, z drużyn amatorskich. Ale socca zaczyna zdobywać popularność. W Niemczech funkcjonuje już Icon League, w Hiszpanii rozgrywki organizuje Gerad Pique.

- Ponad pięć lat spędził pan w lidze chińskiej, do której niedawno ruszył Nene – jeden z gwiazdorów mistrzowskiej Jagiellonii. Myśli pan, że ta emigracja z Polski do Chin może nabrać szerszego wymiaru?

- W Chinach spotkałem wiele gwiazd światowej piłki: Giovanniego van Bronckhorsta, Fabio Cannavaro czy Jordiego Cruyffa na trenerskich ławkach, a na boisku – Oscara, Hulka, Paulinho. Sama śmietanka (śmiech). Więc nie jest to rynek egzotyczny.

- Reklamowałby go pan tym, którzy takie oferty dostaną?

- Generalnie niech się takich wyjazdów nie boją. Ale też… niech dobrze sprawdzą, do jakiego klubu jadą. Bo w Chinach o upadek klubu nietrudno. Od 2018 roku ze 30 klubów zaprzestało działalności. Całkiem niedawno z mapy zniknął prawdziwy gigant, Guangzhou Evergrande, dwukrotny triumfator azjatyckiej Ligi Mistrzów. Wydawano tam olbrzymie pieniądze na transfery, na zarobki zawodników. I nagle wszystko się skończyło! Warto też sprawdzić, do jakiego miasta się wyjeżdża. W wielu miejscach życie jest otwarte; obcokrajowcy to standard, są międzynarodowe restauracje, szkoły itp. Ale są też takie „wioski” – mówię to trochę przekornie, bo to ośrodki z 10-milionową ludnością – w których na cudzoziemca wciąż patrzy się ze zdziwieniem.

Kadra w końcu wie, gdzie zagra. PZPN podjął decyzję w sprawie meczów reprezentacji. Ale... nie wszystkich

- Z pańskim doświadczeniem reprezentacyjnym – i trenerskimi kursami – może pan spojrzeć na dzisiejszych Biało-Czerwonych i powiedzieć, czy rozwijają się pod okiem Michała Probierza. A zatem?

- Sam trener mówi, że drużyna się rozwija, choć… wyniki nie do końca to potwierdzają. Inna rzecz, że jest w kadrze sporo nowych chłopaków, z niewielkim doświadczeniem. Z tego punktu widzenia losowanie grup eliminacyjnych do mundialu było dla nas zupełnie niezłe. Sporo w nich będzie spotkań, w których będziemy faworytami. A więc będzie w nich można próbować różnych wariantów, zgrywać drużynę na tle – przynajmniej teoretycznie – słabszych rywali. Zdobycie kompletu punktów w meczach z nimi powinno być dla naszej drużyny obowiązkiem. A potem… można powalczyć o niespodziankę z przeciwnikiem z pierwszego koszyka.

- Wolałby pan Hiszpanów czy Holendrów?

- Ci drudzy są chyba nieco słabsi od mistrzów Europy. Faworytem w starciu z żadnym z tych zespołów nie będziemy, ale… powalczyć trzeba.

- Tylko czy jest komu powalczyć, skoro nasi w klubach zwykle na ławce siedzą. Pan by z „rezerwistów” korzystał?

- Odwrócę to pytanie. Czy gdyby Lewandowski był rezerwowym w Barcelonie, to by go pan w reprezentacji nie wystawił? Zielek przez moment siedział na ławie w Napoli, ale kadrze dawał wiele. A Zalewski? Najlepszy w jesiennych meczach zespołu narodowego, choć przecież w Romie miał kłopoty z grą.

Roman Kosecki świętuje urodziny: od chłopaka z gitarą po dziadka w ciepłych bamboszach [ROZMOWA SE]

- No ale już u Kiwiora czasami brak gry w klubie było widać w meczach kadry...

- Powinniśmy się cieszyć, że wciąż jest w Arsenalu, że nie wysłano go na wypożyczenie na przykład do 2. Bundesligi. Jest w topowym klubie, trenuje regularnie, czasem grywa. Oczywiście sam trening nie daje stuprocentowej formy. Ale nie rezygnujmy z takich ludzi. Chodzi o to, by nie bali się iść do wielkich klubów, mając z tyłu głowy myśl: „mogę wypaść z reprezentacji”.

Michał Probierz o piłkarkach, spadku z dywizji A Ligi Narodów i przyszłości kadry
Sonda
Czy Polska zakwalifikuje się do finałów piłkarskich mistrzostw świata 2026?
Sport SE Google News
Autor:

Najnowsze