Fernando Santos miał być selekcjonerem reprezentacji Polski na lata, a nie wytrzymał do kalendarzowego końca lata. Portugalczyk został zaprezentowany jako nowy trener Biało-Czerwonych w styczniu, a już 13 września oficjalnie stracił pracę. Jego kadencja przeszła do historii polskiej piłki jako jedna z najsłabszych, ale nie przeszkodziło to Santosowi w utrzymywaniu wysokiego mniemania o samym sobie. Mistrz Europy z 2016 roku z Portugalią od samego początku nie sprawiał wrażenia otwartego człowieka, a o jego zakazach szybko zrobiło się głośno. Kluczowe przy szybkim odejściu były oczywiście wyniki Polaków, które były znacznie poniżej oczekiwań. Kompromitująca porażka z Mołdawią w Kiszyniowie (2:3) na zawsze zapisała się w historii, a za 69-latkiem tęskni raczej niewielu polskich kibiców. Ich liczba może jeszcze zmniejszyć się po tym, co rok po zwolnieniu Santosa ujawnił "Przegląd Sportowy".
Obrzydliwe, jak Fernando Santos naprawdę zachowywał się w Polsce
Dokładnie dwanaście miesięcy po rozstaniu z Portugalczykiem "Przegląd Sportowy" odsłonił kulisy jego pobytu w Polsce. Wszystko po rozmowach z kilkoma osobami, które miały do czynienia z byłym selekcjonerem. Okazuje się, że nie tylko wyniki pozostawiały sporo do życzenia, lecz także zachowanie Santosa. Było ono dziwne, a nawet chamskie.
- Co pozostawił po sobie Santos? Dużo śliny na wykładzinie. Pluł, gdzie popadnie. Nie zważał na żadne okoliczności. Chciał pluć, to pluł. Czy to przy piłkarzach, czy przy wysoko postawionych osobach w polskiej piłce - wspomina anonimowo jeden z rozmówców. Dalej dowiadujemy się, że 69-latek miał powstrzymać się od plucia tylko raz, gdy w ostatniej chwili zauważył... Aleksandrę Kostrzewską (z domu Rosiak), byłą dyrektorkę departamentu ds. mediów i komunikacji w PZPN.
Związek musiał też wymyślić rozwiązanie w związku z nałogiem portugalskiego trenera. Nie wolno było mu palić w pobliżu murawy stadionu PGE Narodowego, ale wydzielono mu małe pomieszczenie w pobliżu szatni, gdzie raczył się kolejnymi papierosami. - Ktoś wpadł na taki pomysł, żeby selekcjoner nie musiał kitrać się gdzieś w WC albo pod prysznicem - tłumaczyło źródło "Przeglądu Sportowego".