„Super Express”: - Mógł Czesław Michniewicz wziąć do Kataru czterech bramkarzy, zabierze trzech. Dobrze czy źle?
Paweł Kryszałowicz: - Bardzo dobrze. Po co czterech? Lepiej wziąć zawodnika z pola, by mieć więcej manewru w polu.
- Kandydatury Szczęsnego i Skorupskiego nie podlegały dyskusji. Dla pana Drągowski też jest dziś o krok przed Grabarą?
- Grabara to wschodząca gwiazda, kilka świetnych meczów klubowych rozegrał, ale ma jeszcze czas. To będzie solidny bramkarz reprezentacji – zwłaszcza jak trochę dorośnie.... – ale na ten moment selekcjoner zrobił dobrze, biorąc tę trójkę.
- Kiedy walczyliście o mundial 2002, w bramce ostro rywalizowali Jerzy Dudek i Adam Matysek. Dziś trener Michniewicz mówi jasno: numer jeden jest Szczęsny. To dobrze, że jasno stawia sprawę?
- U nas też hierarchia była jasna: „jedynką” był Jurek. Myślę, że wśród bramkarzy tak być powinno; akurat bramkarz musi mieć trochę luzu, spokoju; wiedzieć wcześniej, że zagra. Oczywiście, to jest niewdzięczna sytuacja dla tego, który jest „dwójką”. Ale on ma też ważną rolę do odegrania: deptać po piętach temu pierwszemu, mobilizować go i przypominać, że „jedynką” się nie jest na zawsze.
- Coś by pan zmienił w gronie powołanych obrońców?
- Raczej nie; nie mamy wybitnych graczy poza tymi, co zostali powołani. Tak, wiem; jest pewnie awantura o Artura Jędrzejczyka...
- … słuszna?
- Czy ja wiem? Każdy trener ma jakiegoś swojego ulubieńca. Ale – patrząc mertorycznie – Artur jest doświadczonym zawodnikiem, ze sporą liczbą meczów w kadrze. Na co dzień gra w porządnym klubie, jest jego kapitanem – a to też ma swoje znaczenie. Więc dla mnie większej kontrowersji nie ma. Żałuję tylko, że po niegdysiejszej kontuzji nie zdołał dojść do dawnej formy Sebastian Walukiewicz.
- A może Paweł Bochniewicz powinien zostać wzięty pod uwagę?
- To już bardziej dziwi mnie brak Pawła Dawidowicza.
- On akurat tej jesieni miał dużo mniej minut niż Bochniewicz w Holandii.
- Tak, ale w tej reprezentacji bywał częściej i – jak mi się wydaje - spełniał się w niej. A liga holenderska nie ma Bóg wie jakiego poziomu. Gdyby równie regularnie grał w lidze angielskiej, głosowałbym za nim dwiema rękami.
- Mamy środkowego obrońcę z ligi angielskiej, który jednak grywa w niej serdecznie mało. Wie pan, o kim mówię?
- Bednarek... Na bezrybiu i rak ryba.... - trener wyszedł najwyraźniej z założenia, że skoro do tej pory był on podstawą obrony w reprezentacji, powinien pozostać jednym z pierwszych wyborów.
- Wrócę do „Jędzy”, bo on rocznikowo ma już 35 lat. Ja wiem – Glik czy Lewandowski są młodsi ledwie o kilka miesięcy. Ale za pana czasów karierę reprezentacyjną – czego jest pan dowodem – kończyło się koło trzydziestki...
- Taaa... Uwielbiamy zaglądać komuś w metrykę (śmiech). Jędrzejczyk na pewno nie będzie pierwszym wyborem selekcjonera, ale na połowę meczu, na 30 minut się nada, da radę. A doświadczenie zrobi swoje.
- Kto jest „nowym Tomaszem Iwanem” tej kadry, sensacyjnie odstrzelonym na ostatniej prostej?
- No oczywiście Mateusz Klich!
- Co wyjątkowego – pańskim zdaniem – mógłby Klich dać kadrze?
- Solidność. To takie polskie, że pamiętamy głównie te słabsze mecze. Ale on w reprezentacji kilka miał naprawdę przyzwoitych. Ofensywny zawodnik, nieźle wprowadzający piłkę z II linii.
- Nie ma Klicha, jest Damian Szymański. Rzadko zaglądamy do ligi greckiej, więc pewnie trudno będzie panu ocenić to powołanie?
- Pewnie selekcjoner potrzebował pomocnika defensywnego – tak sobie tłumaczę powołanie Szymańskiego, a brak Klicha. Tym bardziej, że swojego ostatniego reprezentacyjnego występu (1:6 z Belgią w Brukseli – dop. aut.) Szymański raczej do udanych nie zaliczy.
- No to jeszcze w tej formacji jedno zestawienie: obiecujący i „dokazujący” zwłaszcza w ostatnich tygodniach Michał Skóraś, z drugiej strony – gasnący z każdym upływającym tygodniem Kamil Grosicki. Komentarz?
- Kamil kończy swoją przygodę z piłką, ale jego doświadczenie się przyda. „Grosik” miał zdecydowanie lepszy początek sezonu, ale opoką kadry był przez długie lata, a liczba 86 występów z orzełkiem mówi sama za siebie. Nawet wejście na parę minut może być pożyteczne, a znając go wiem, że jeśli dostanie szansę, da z siebie wszystko. A Skóraś? Na razie – mam wrażenie – jedzie po naukę.
- Ale jest w gazie!
- Owszem, ale on sam twardo stąpa po ziemi – jak wynika z wywiadów, które czytałem – i sam mówi, że to będzie dla niego nauka. Dwóch podstawowych wahadłowych to – moim zdaniem – Matty Cash i Nicola Zalewski, a Skóraś raczej będzie tylko próbował ich naciskać. Ale... kto wie,co się ostatecznie wykluje z głowy selekcjonera!
- No i formacja panu najbliższa: atak. Tylko czterech napastników oznacza, że... raczej bronić się będziemy, z rzadka atakując?
- Nieważne, w ilu, ważne, żeby skutecznie (śmiech)! Przez ostatnie lata graliśmy głównie jednym napastnikiem, tylko w szczególnych momentach stosując ustawienie dwójką w ofensywie, więc nie sądzę, by trener nagle zmieniał koncept. Ale „Lewy” z przodu i dwie „dziesiątki” za jego plecami: Zieliński i Sebastian Szymański – czemu by nie?
- W tej czwórce jest Krzysztof Piątek, nie ma dobrze grającego jesienią Dawida Kownackiego. Co – pana zdaniem – zdecydowało o takim wyborze?
- Pewnie znów doświadczenie reprezentacyjne. To, że ktoś strzela w klubie, nie oznacza, że powtórzy to na szczeblu reprezentacyjnym. A Piątek – niezależnie od tego, czy akurat miał kłopoty z grą w klubie, czy nie – w kadrze trafiał. Z drugiej strony – Kownacki jest bardziej wszechstronny, może zagrać jako skrzydłowy... Myślałem, że właśnie z tego powodu jednak się załapie. Ale nie jest to dla mnie wielka niespodzianka.