Brożek myśli już tylko o piłce

2009-09-04 8:30

Paweł Brożek (26 l.) miał być bohaterem największego polskiego transferu tego lata. Fulham przymierzało się do jego kupna kilka razy, ale ostatecznie Anglicy zrezygnowali. Zostaje więc w kraju i w jutrzejszym meczu z Irlandią Północną będzie się starał udowodnić, że Wyspiarze popełnili błąd, nie sięgając po niego.

„Super Express”: - Okienko transferowe zostało zamknięte, więc koniec spekulacji na temat twojej przyszłości. Bardzo jesteś zły, że nie udało się odejść z Wisły?

Paweł Brożek: - Dla mnie to nie jest wielka tragedia, bo Wisłę mam w sercu i naprawdę świetnie się tu czuję. Ale dziwnie to wyglądało z tym transferem. Anglicy raz mnie chcieli, raz nie... Kończyli rozmowy, a potem znów wracali do negocjacji. Trochę niepoważnie zaczęło to wyglądać i przestało mi się podobać. Z mojego wyjazdu zrobiła się jakaś telenowela i to bez szczęśliwego zakończenia. Dlatego dobrze, że to okienko już się zamknęło, przynajmniej nie muszę sobie tym zawracać głowy do zimy. Mogę się skupić na Wiśle i reprezentacji.

- Kiedy przestałeś wierzyć, że wyjedziesz tego lata?

- Rozmowy z Fulham toczyły się do ostatniego dnia okienka w Anglii, czyli do wtorku. Ale już tego dnia rano byłem przekonany, że nic z tego nie będzie, mimo że kilka godzin jeszcze wtedy zostało, a czasem robi się takie transfery „last minute”. Prawda jest taka, że gdyby Fulham naprawdę mnie chciało, to by mnie kupili i tyle. Choć zdaję sobie sprawę, że skoro jest kryzys, to nawet kluby angielskie boją się wydać większe pieniądze na kogoś, do kogo nie są do końca przekonani. Fulham nie było i dlatego nic z tego nie wyszło.

- Ile klubów było tak naprawdę tobą zainteresowanych w ostatnim czasie?

- Dwa. Fulham i Metalist Charków.

- Brałeś pod uwagę Metalista? Podobno zaproponowali ci bajeczny kontrakt.

- Była oferta z Metalista, ale nie wiem czy bajeczna, bo nie doszliśmy do rozmów na temat pieniędzy. Po prostu odmówiłem, bo jeśli mam jechać na Wschód, to tylko do czołowego klubu. Na Ukrainie interesowałyby mnie jedynie Szachtar i Dynamo Kijów.

- Z jednej strony wszyscy chwalą cię za przywiązanie do Wisły, ale z drugiej strony mówią, że czas ci ucieka. Nie prześpisz szansy na zrobienie kariery za granicą?

- Chciałbym wyjechać, ale nie za wszelką cenę. Nawet jeśli miałbym grać w Wiśle do końca kariery, to nie będzie to dla mnie problemem. Bo ten klub to bardzo szczególne miejsce.

- Czyli wiślacki rekordzista, Kazimierz Kmiecik, powinien się już bać, bo od dawna go straszysz, że pobijesz jego rekord.

- Na razie pan Kazio może spać spokojnie, bo on ma w lidze 153 gole, a ja 72 (śmiech). Ale prawdą jest, że zamierzam mu się dobrać do skóry, choć kilka lat musi minąć zanim to się uda.

- Teraz trzeba się już skupić na Irlandii Północnej. Jak kontuzjowana noga?

- To nic poważnego, stłuczenie w trakcie meczu z Jagiellonią. Do soboty będę w pełni sił.

- Szybko nie wyzdrowieje natomiast Marcin Wasilewski. Jego oprawca dostał niecałe cztery miesiące dyskwalifikacji, choć niektórzy mówili, że powinni go zawiesić dożywotnio...

- To młody zawodnik, niedoświadczony, to go troszkę broni. Myślę, że dożywotniej dyskwalifikacji dla niego nie chciałby nawet sam "Wasyl". Ale swoje ten Belg powinien odcierpieć, bo - delikatnie mówiąc - nie zachował się fair.

- Tak naprawdę ten sezon zaczął się dla ciebie kiepsko. Kompromitacja Wisły z Levadią, potem nieudana próba wyjazdu. Chyba najwyższy czas na przełamanie?

- To prawda, moment jest idealny, bo sześć punktów w tym dwumeczu jest nam niezbędne. Cieszę się, że mentalnie jestem przygotowany na Irlandię, głowę mam spokojną, bo wiem na czym stoję. Dla piłkarza taka świadomość jest bardzo ważna. I fajnie, że zagramy na wypełnionym Stadionie Śląskim. Miło wspominam ostatni nasz mecz w tym miejscu, bo z Czechami udało mi się zrobić superakcję z Kubą Błaszczykowskim, po której strzeliłem gola. Jutro będziemy to chcieli powtórzyć.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze