Super Express: Jaka była pierwsza myśl, kiedy po trzydziestu dniach wybudził się pan ze śpiączki?
Cezary Kucharski: - Pierwszą myślą było to, żeby ostrzec moich najbliższych przed przed… rybą, która pożerała ludzi. Zanim się wybudziłem, to w snach prześladowała mnie ryba, która czyhała na mnie albo na moją rodzinę, chcąc zrobić krzywdę. Była wielkich rozmiarów, widziałem ją przez okno kajuty na statku, którym płynąłem podczas snu, albo w jakimś pomieszczeniu z wodą i jej wyraźny kształt miałem przed oczami. Gdy się obudziłem, to powiedziałem najbliższym, żeby uważali na rybę, i że ja ją zabiję.
- Pewnie trochę się zdziwili?
- Byli zaskoczeni, ale lekarze uspokoili ich, że tak mogę reagować po lekach jakie przyjmowałem. Najbliżsi, a więc żona i dzieci byli przy mnie w czasie śpiączki. Odwiedzali mnie codziennie. Jak spałem to rozmawiali ze mną, mówili do mnie albo puszczali nagrania ze słowami moich przyjaciół i dalszej rodziny.
- Jak jest świadomość człowieka po wybudzeniu, gdy przez miesiąc nie ma go praktycznie na świecie?
- Gdy mnie usypiano, to byłem przekonany, że zaraz się obudzę. Walczyłem, żeby tak było. Gdy dopiero po miesiącu się obudziłem, cieszyłem się, że jestem wśród żywych. Już po wybudzeniu w trakcie leczenia powiedziano mi, w jak bardzo ciężkim stanie byłem i jak blisko śmierci. Wtedy była tylko wdzięczność dla wszystkich, którzy pomogli przetrwać mi ten czas i, że dostałem drugie życie.
- Miewa pan obecnie zły sny?
- Nie, minęły. Nie mam snów, które bym pamiętał tak dobrze, jak te o których opowiedziałem.
- W lipcu powiedział mi pan, że leczenie zapalenia naczyń krwionośnych jest długotrwałe i trudne do 100- procentowego usunięcia. Na ile jest poprawa?
- Czuję się zdecydowanie lepiej od tamtego czasu. Pozostaję pod opieką i kontrolą lekarzy, a wyniki każdych kolejnych badań są lepsze. Dostaję zastrzyki na wzmocnienie odporności, a w grudniu przyjąłem silny lek biologiczny, na który mój organizm dobrze zareagował. Jeśli miałbym coś określić w liczbach, to czuję się w 90 procentach silny i zdrowy jak byłem przed chorobą.
- Świadczy o tym pana aktywność fizyczna. Jazda na nartach, którą pochwalił się pan na zdjęciach wymaga sprawności i siły.
- O tym marzyłem po odzyskaniu świadomości, żeby wrócić do aktywności fizycznej, która jest ważną częścią mojego życia. Jazda na nartach zimą bardzo mnie relaksuje, odpręża i praktycznie od 14 kwietnia,gdy wyszedłem ze szpitala przygotowywałem się do tego. Podjąłem wyzwanie, żeby wrócić do pełni dyspozycji fizycznej, albo nawet być w lepszej.
- Lekarze nie zabraniają nadmiernej aktywności albo zbyt niebezpiecznych sportów? W pełni zdrowy i wysportowany Manuel Neuer złamał nogę jeżdżąc na nartach.
- Może przeszarżował albo miał pecha. Ja staram się jeździć ostrożnie, nie szarżować na stoku, bo to już nie ten wiek. Szanuję zdrowie i jeżdżę ostrożnie, i bezpiecznie. Bodajże przez pięć dni zrobiłem ponad 200 km zjeżdżając na nartach i nie miałem żadnego upadku. Co ważne, pobyt na górskim świeżym powietrzu wpływa na mnie bardzo pozytywnie. W trakcie leczenia doświadczyłem tego, jak bardzo aktywność sportowa mi pomaga i wzmacnia. Zamierzam to kontynuować. Lekarze mi nie zabraniają, a są wręcz bardzo pozytywnie zaskoczeni, że tak szybko dochodzę do siebie.
- Klimat Hiszpanii chyba też pomaga?
- Tak, jest dużo słońca, ale nie chodzi tylko o klimat. Czuję się tutaj pewnie i mam zaufanie do lekarzy, którzy mną się zajmowali. Mam poustawiane badania i razie czego mogą szybko reagować. Lekarze znają historię mojej choroby i pod tym względem jestem bezpieczny. Widząc postępy w dochodzeniu do zdrowia nie chcę niczego zmieniać, zanim się nie wyleczę.
- Jest pan aktywny w social mediach , przekazując informacje o postępie leczenia. To pomaga?
- W obecnych czasach to jest pewien rodzaj kontaktu z ludźmi, a moje wpisy są szczere i wychodzą z serca. Dlatego jestem wdzięczny ludziom, którzy mnie wspierają i dają energię tą drogą. Jeśli pojawiają się jakieś złośliwości, hejt albo wulgaryzmy, nie jest to istotne dla mnie, bo to błahostki. Walka z chorobą, wyjście z niej i otarcie się o śmierć sprawiło, że jestem silniejszy. Nie przejmuję się drobnostkami i mniej rzeczy jest w stanie mnie zdenerwować czy wyprowadzić z równowagi.
- W lipcu powiedział pan, że w 95 procentach jest skupiony na dochodzeniu na zdrowia, ale pojawia się pierwszy głód pracy zawodowej. Teraz jest większy gdy zdrowie się poprawia?
- Myślę, że przede mną jeszcze kilka miesięcy dochodzenia do pełnej sprawności i wrócę do działalności agenta piłkarskiego. Mam coraz więcej czasu, a jednocześnie pojawiają się propozycje. Rozmawiam z młodymi piłkarzami, z ich rodzicami, również z zagranicy. Jednak, żeby to robić dobrze, trzeba się zaangażować mocniej i może to uczynię za kilka miesięcy.
- Wracając jeszcze do aktywności fizycznej. Na boisko piłkarskie pan wybiegnie, bo przed chorobą grywał pan regularnie z byłymi kolegami piłkarzami?
- Jeśli będzie okazja to z Legią z czasów naszych występów w Lidze Mistrzów zagram. Natomiast mój pierwszy i rodzinny klub Orlęta Łuków w przyszłym roku obchodzi 100-lecie istnienia i zamierzam zagrać w meczu z tej okazji. Już się przygotowuję do tego.
- Pana nazwisko zawsze będzie związane z osobą Roberta Lewandowskiego. Czego by pan mu życzył w zbliżającym się nowym roku?
- Sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym oraz rozsądku.
Jan Tomaszewski surowo po odejściu Michniewicza. Rozlicza go: Było więcej minusów niż plusów!