„Super Express”: - Dziennik 24 Sata wybrał cię najlepszym ligowym zawodnikiem Dinama w tym sezonie. Miła sprawa…
Damian Kądzior: - Miła, nie ma co ukrywać. Może za bardzo nie podniecam się takimi wyróżnieniami, ale z drugiej strony to jednak docenienie tego co zrobiłem dla klubu. A o tym wyróżnieniu dowiedziałem się od naszego byłego trenera Nenada Bjelicy, to on mi przekazał te dobre wieści. Cieszę się, bo zdobyłem mistrzostwo Chorwacji, a liczby naprawdę mam dobre. Strzeliłem w lidze 10 goli, mam 10 asyst, ale nie chcę na tym poprzestać. Do końca rozgrywek sześć kolejek, więc coś zamierzam jeszcze dołożyć. Mój najlepszy statystycznie sezon do tej pory to w Wigrach Suwałki, 16 goli i 15 asyst na wszystkich frontach. Teraz, licząc ligę chorwacką, puchar i Ligę Mistrzów mam 13 goli i 11 asyst. Postaram się więc maksymalnie zbliżyć do wyników w Wigrach.
To był jego sezon. Damian Kądzior najlepszym piłkarzem Dinama
- To też pokazuje twój postęp. No bo gdzie poziom Wigier, a gdzie Dinama…
- To jest fajne, że cały czas się rozwijam. Gdy przenosiłem się z Wigier do Górnika Zabrze mówiono mi: uważaj, bo to już wyższy poziom. Ale dałem radę. Potem transfer do Zagrzebia i też się odnalazłem. A wiesz co jest dla mnie najfajniejsze? Nawet nie gole i asysty, choć z nich żyję jako skrzydłowy. Frajdę sprawia mi to, że w lidze spędziłem na boisku najwięcej minut z wszystkich graczy Dinama. I jeszcze jedna sprawa: moje gole czy asysty – większość z nich było na 1:0, czyli to były kluczowe gole lub kluczowe podania. Spokojnie mogę powiedzieć teraz, że stałem się fundamentem Dinama, jego bardzo ważną częścią. Napawa mnie to dumą.
- Świetnie się czujesz w Dinamie, ale nie ukrywałeś też, ze marzysz o grze w jednej z pięciu najlepszych lig Europy. Wiadomo ile Dinamo może za ciebie zażądać?
- Ivica Vrdoljak powiedział, że nawet 8 milionów euro. Ale bądźmy realistami. Dinamo zapłaciło za mnie 400 tysięcy euro, a przed przedłużeniem umowy nie byłem pewnie nawet w pierwszej piętnastce najlepiej zarabiających piłkarzy klubu. Trener Bjelica zwracał uwagę na to, że jak na cenę i zarobki, to dałem Dinamu bardzo dużo. Myślę więc, że te wspomniane 8 mln euro jest nierealne, że możemy mówić o kilku milionach. Te 8 mln może byłoby do uzyskania, gdybym miał tak cztery lata mniej. Natomiast i ja, i klub się szanujemy. Jeśli będzie dobra oferta, to wszyscy usiądziemy do stołu i pomyślimy co będzie najlepsze. W tym momencie nie jest przesądzone ani to, że odejdę, ani to, że zostanę. Jak mówię, poczekamy na to co będzie dobre dla wszystkich stron.
- To z ręką na sercu: jako gracz Dinama ile miałeś ofert? Bo nie wiem czy liczyć zapytania…
- No właśnie. Pytać to mogą co tydzień. Oferty były dwie: z MLS i z Turcji. Ale to był taki turecki zespół, który nie walczy o najwyższe cele. No to nie chciałem tam iść… Natomiast tak jak mówię, patrząc na te ostatnie lata… Transfer z Górnika do Dinama, mistrzostwa Chorwacji, reprezentacja Polski. Naprawdę fajnie to wygląda…
- A Górnik ma jakiś procent od kolejnego twojego transferu?
- Fajne pytanie. Nie wiem, ale byłoby super, gdyby tak było. Wprawdzie w Zabrzu spędziłem tylko rok, ale zżyłem się z kibicami, z kolegami, z trenerem Broszem, z którym jestem wciąż w kontakcie. Gdyby Górnik znów na mnie zarobił, to byłoby super!
Damian Kądzior podjął decyzję co do swojej przyszłości
- Generalnie dużo się dzieje. Co cię bardziej zdumiało: trzęsienie ziemi w Chorwacji, trzęsienie ziemi w klubie, po którym pracę stracił trener Bjelica czy po prostu pandemia?
- Co do pandemii, to na szczęście w Chorwacji wyglądało to dość łagodnie, lepiej niż na przykład w Polsce. Co do trenera Bjelicy… No cóż, było mi smutno, gdy doszło do rozstania, bo to najlepszy trener z jakim pracowałem. Ale… od każdego można się coś nauczyć, więc i u nowego szkoleniowca staram się i zyskuję jako zawodnik. A co do trzęsienia ziemi, już się z żoną przyzwyczailiśmy. Dość często są wstrząsy, oczywiście w mniejszej skali, ale nie zwracamy już na nie większej uwagi.
- W ostatni weekend zdobyłeś drugie mistrzostwo Chorwacji. Była okazja do świętowania?
- Nie, nie było. Choćby dlatego, że mistrzostwo zapewniliśmy sobie przy okazji innego meczu, to znaczy potrzebowaliśmy korzystnych rozstrzygnięć. Mieliśmy akurat trochę wolnego, więc wybraliśmy się z żoną nad morze. Tam, wieczorem, oglądałem fragment meczu Hajduka Split z Lokomotiwą Zagrzeb. Do naszego triumfu potrzebna była wygrana Lokomotiwy. Ale Hajduk prowadził, było już dość późno, więc poszedłem spać, bo ja się generalnie kładę dość wcześnie. I przespałem to, że Lokomotiwa wygrała, dzięki czemu zostaliśmy mistrzem. Wstałem o 7 rano, patrzę w telefon, a tam mnóstwo gratulacji. No tak to mógłbym się budzić każdego dnia (śmiech).
Grzegorz Krychowiak szczerze o pomocy psychologa. Nie spodziewasz się tego...