Euro 2016. Szymon Marciniak: Traktuję Ronaldo tak samo jak piłkarza z okręgówki

2015-12-21 8:33

Nominacja Szymona Marciniaka (34 l.) na arbitra finałów EURO 2016 to jeden z największych sukcesów w historii polskiego sędziowania. Nigdy wcześniej nasz przedstawiciel nie „gwizdał” meczów na tej imprezie. Z Marciniakiem rozmawiamy o telefonie od słynnego Colliny, „misiu” z Chiellinim i o wdzięczności dla tych, którzy go… oszukują.

„Super Express”: -O tym, że pojedzie pan na EURO poinformował pana słynny Pierlugi Collina, szef sędziów UEFA. Gdy wyświetlił się panu jego numer, serce zabiło mocniej?

Szymon Marciniak: - Od dłuższego czasu docierały do mnie sygnały, że mogę pojechać na EURO. Zbierałem dobre oceny, dostawałem coraz ciekawsze mecze, na czele z niedawnym finałem EURO U21. I gdy już byłem pewien, że EURO nic mi nie odbierze, dostałem telefon z Polski. Dzwoniący tłumaczył, że nawet gdyby – odpukać – zabrakło dla mnie miejsca, to żebym się nie martwił, bo jestem młody i jeszcze wiele imprez przede mną. Wtedy pojawiła się drobna niepewność, ale rozwiał ją właśnie Collina. Mam wbity jego numer, więc od razu wiedziałem kto dzwoni. On ma taki fajny zwyczaj, że osobiście dzwoni do sędziów, zanim pojawi się oficjalny komunikat na stronie UEFA.

Real - Rayo 10:2. Tego jeszcze nie grali! BBC machnęło dziewięć goli!

- Przed panem mecze, w których wystąpią wielkie gwiazdy. Jak je pan traktuje? Nie ma pokusy, aby takiemu Ronaldo czy Ibrahimoviciowi pozwolić na ciut więcej niż innym?

- W żadnym wypadku. Traktuję Ronaldo tak samo jak piłkarza z okręgówki. To, że ktoś jest lepszy, ładniejszy i bogatszy nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Świadczy o tym choćby… język, którym się posługujemy z asystentami. Nie używamy nazwisk, mówimy sobie „biała” czy „czarna” koszulka. Zresztą, sędziowałem już Ronaldo i gdy odkopnął piłkę po gwizdku, od razu dostał ode mnie żółtą kartkę. Nie kłócił, się, wiedział, że zawinił.

- Jak określiłby pan swój styl? Koleżeński wobec piłkarzy czy surowy?

- Sam grałem w piłkę, lubię piłkarzy i wolę być sympatyczny. Ale czasem muszę być draniem i nie mam z tym problemu. Jeśli na boisku trafi mi się cham, to nie mogę być grzeczny, muszę go „spacyfikować”. Mam jednak o wiele więcej pozytywnych relacji niż negatywnych. Weźmy choćby słynnego włoskiego obrońcę Chielliniego. Jego przykład pokazuje, że piłkarze wiedzą o arbitrach więcej niż się sędziom wydaje. To był mój debiut w Lidze Mistrzów, mecz Juventus - Malmoe. W tunelu Chiellini mówi do mnie: „Debiut tak? Jest stresik”? Gdy starałem się mówić, że nie, on dalej: „Skoro nie jest pan zestresowany, to czemu nie zdjął pan piżamy”? Chodziło mu o nasze białe sędziowskie spodenki, faktycznie tamten wzór wyglądał tak sobie. Cały tunel pękał wtedy ze śmiechu. Ale potem zobaczył jak sędziuję i na następnym meczu, Belgia – Włochy, nawet się cieszył, że to ja, bo wiedział, że nie gwiżdżę „pierdółek”, a nastawiał się na walkę wręcz z potężnie zbudowanym Benteke. No a na ostatnim meczu Sevilla – Juventus to już witaliśmy się „na misia”, jak starzy znajomi. Piłkarze, widząc, że sędzia jest w porządku, naprawdę potrafią pomóc. Weźmy choćby przykład Łukasza Podolskiego. Poznałem go wcześniej, w Polsce, na turnieju charytatywnym. I niedawno sędziowałem Galatasaray – Atletico, w którym grał. Podolski pomógł mi w ten sposób, że gdy jego koledzy chcieli się kłócić, to ich przekonywał, żeby odpuścili, że sędzia jest OK, że w tym czy tamtym przypadku miał rację. To drobne rzeczy, poradziłbym sobie pewnie i bez tego, ale takie gesty potrafią pomóc, ułatwić.

- A trenerzy? Oni, jak niektórzy gracze, potrafią zajść sędziemu za skórę…

- Na kursach najczęściej puszczają nam zachowania Diego Simeone i Jose Mourinho, bo oni najczęściej wywierają wielką presję na arbitrach. Ale sędziowałem mecz Simeone i nie miałem najmniejszych problemów. Kilka moich decyzji A Mourinho dopiero przede mną (śmiech).

- Z jakiego meczu jest pan najbardziej dumny, powtórki którego życzyć ci na EURO?

- Chciałbym, aby poszło mi tak jak w trakcie finału Młodzieżowych Mistrzostw Europy. Nigdy nie powiem, że sędziowałem jakiś mecz perfekcyjnie. Ale ten był bliski perfekcji, a obserwatorem był właśnie Collina. Bardzo chciałbym natomiast uniknąć tego, co mi się przydarzyło 3 lata temu, w meczu półfinału Pucharu Polski, między Zawiszą a Jagiellonią. Nie podyktowałem wtedy dwóch karnych dla „Jagi”. Siedzi to we mnie do dziś.

- Przygotowanie sędziego to nie tylko godziny fizycznego treningu, to również oglądanie setek spornych sytuacji. Skąd bierze pan materiał do analizy?

- Mamy w Polsce sędziowski portal, gdzie wrzucamy ciekawe sytuacje. Dużo materiałów dostajemy też od UEFA, jest też kilka sędziowskich blogów, takich międzynarodowych. Wiem, że zabrzmi to brutalnie, ale najlepiej się uczy na błędach kolegów. Muszę obejrzeć tysiące spornych sytuacji, aby je przeanalizować i zapamiętać. Bo w trakcie meczu na analizę nie ma czasu. Dobry sędzia jest jak komputer. Podejmuje decyzję automatycznie. Ale żeby tego automatyzmu nabrać, trzeba właśnie prześledzić tysiące trudnych sytuacji.

Korona - Legia 1:3! Wicemistrzowie Polski zrobili sobie prezent na święta!

- Teoria to jedno, ale praktyka to drugie…

- Dokładnie, dlatego dziękuję nawet tym piłkarzom, którzy mnie… oszukują. Tak, dobrze usłyszałeś (śmiech). Bo ja dzięki temu się uczę, po meczu robię samoocenę i wyciągam wnioski. Chcę być coraz lepszy, żeby następnym razem na taką sztuczkę już się nie nabrać.

- Dużo inwektyw słyszy pan pod swoim adresem z trybun?

- Szczerze? Większość z tego w ogóle do mnie nie dociera, człowiek jest skupiony na meczu. Dopiero potem, w trakcie dokonywania samooceny i odsłuchiwania spotkania, można coś usłyszeć. Nie mam z tym problemu. No bo co ja mogę zrobić, że na Legii na przykład ktoś intonuje „Marciniak? Co?. Ty…” i dalej nie będę kończył. Na mnie nie ma to żadnego wpływu. Przecież te okrzyki ani nie sprawią, że będę gwizdał przeciw Legii, bo jej piłkarze nie mają z tym nic wspólnego, ani dla Legii, bo byłbym niepoważny i nieuczciwy. Ale jeśli komuś lepiej, że sobie tak pokrzyczy, to proszę bardzo. Nieraz zdarzało się, że nawet piłkarze Legii przepraszali mnie potem za te okrzyki. Mimo że przecież oni nie mieli z tym nic wspólnego. Czy wspomniany mecz Jagiellonii… Minęły trzy lata, a kibice „Jagi” ciągle mi to pamiętają. Żałuję, że wtedy się pomyliłem, ale nie mogę obsesyjnie o tym myśleć tak długo, bo gdybym tak robił, to za dwa lata dostałbym zawału albo udaru.

- No to wypada życzyć, żeby na EURO stresu było jak najmniej…

- Oj będzie się działo. Na takiej imprezie nawet piłkarze aniołki mogą się zamienić w demony, bo emocje i olbrzymia stawka z robią swoje. Ale przygotuję się najlepiej jak tylko będę mógł, żeby wyjść cało z tej opresji. Najważniejsze, o to się modlę, żeby nie trafiły mi się takie sytuacje w meczu, które nie sposób dobrze rozstrzygnąć. Jedną ze słynniejszych tego typu jest ta słynna ręka Thierrego Henry, w walce o mundial 2010, między Irlandią i Francją. Szwed Martin Hansson był w świetnej formie, na bank pojechałby na finały, ale ta ręka go pogrążyła. Mimo że nie miał szans zobaczyć tego zagrania. I co mu po przeprosinach Francuza, skoro załamała mu się kariera? W nosie miałbym takie przeprosiny!

- UEFA podała niedawno ile pieniędzy przeznaczy na premie dla drużyn, które zagrają na EURO. A jaka jest stawka za mecz dla sędziego?

- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. W tym przypadku to sprawa trzeciorzędna. Nie, nawet czwartorzędna! To splendor, docenienie moich wysiłków, pieniądze tu nie mają znaczenia. Jestem ambitny, chcę iść do góry, sędziować coraz ważniejsze mecze. Wiem, że nie mam szans na finał EURO, nie to miejsce w hierarchii jeszcze, ale fajnie byłoby mocno zaznaczyć swoją obecność. Tak, żeby wrócić z Francji z podniesioną głową. Tylko to się liczy.

Najnowsze