Grzegorz Lato

i

Autor: Cyfra Sport

Reprezentacja może wkurzać...

Grzegorz Lato bardzo przeżywa mecze Biało-Czerwonych. „Szlag mnie trafia, powiem panu...”

2023-04-15 6:55

Choć od marcowych meczów Polaków z Czechami i Albanią minęły już trzy tygodnie, czas... nie zaleczył ran u kibiców. A już na pewno nie – u króla strzelców mundialu'74 i późniejszego prezesa PZPN-u, Grzegorza Laty. Krew wciąż się w nim gotuje...

„Super Express”: - Ponad 9 mln euro może zarobić krajowa federacja za awans do finałów mistrzostw Europy. Ponoć 25 procent mogłoby trafić na konta piłkarzy. Ma pan wrażenie, że w meczach z Czechami i Albanią zapracowali choć trochę na tę nagrodę?

Grzegorz Lato: - Ja tam nikomu do kieszeni nie zaglądam. Płaci UEFA, polskiego podatnika – a więc i mnie – nic taka premia dla reprezentacji nie kosztuje. Więc mi nie będzie żal tych pieniędzy. Inna rzecz, że jeszcze nasi na to EURO 2024 nie awansowali. Spokojnie zatem, powoli... Na razie mamy trzy punkty, w czerwcu jedziemy do Mołdawii, gdzie Czesi nie potrafili wygrać.

- A propos Czechów. Po trzech tygodniach od tego meczu doszedł pan do tego, co się tam stało?

- Nawet nie próbowałem, powiem panu. Jak najszybciej chciałem o tym meczu zapomnieć, skoro po dwóch minutach i dwudziestu sekundach już można było zgasić telewizor i iść spać.

- Brał pan nerwosol?

- Nie, choć czegoś podobnego się nie spodziewałem. Wyglądało to żałośnie - mówię o zaangażowaniu. To Czesi pokazali nam, jak się gra takie mecze. A my – lelum-polelum.

- A co się – pana zdaniem – z nami stało?

- Nie wiem. Proszę spytać chłopaków: Lewandowskiego, Zielińskiego, innych. Z Albanią wyglądało to nieco lepiej, ale też mieliśmy wiele szczęścia. Przecież w końcówce rywale mieli „setkę”. Gdyby trafili, byłoby 1:1 i dopiero byłaby afera. Wcale – powtarzam – nie możemy być tacy spokojni, tacy pewni awansu.

- Wyobraża pan sobie, że możemy nie zająć miejsca premiowanego awansem do finałów?

- Nie wyobrażam sobie. Tragedia by to była, a ja jestem kibicem całym sercem. Ale dzisiaj, powiem panu, bez biegania, bez walki wygrać się nie da. Możemy sobie najlepszego trenera zatrudnić, ale niczego z tego nie będzie.

- Czyli o Fernando Santosie ani słowa? Nie było jego winy w takim obrazie polskiej gry?

- Jakby tylko trener decydował o wynikach boiskowych, to by sobie Arabia Saudyjska tego najlepszego na świecie selekcjonera za wielkie miliony kupiła i była co cztery lata mistrzem świata. A tu o ludzki materiał chodzi.

- A mamy go, pana zdaniem?

- Niech sobie selekcjoner trochę pojeździ po klubach, poszuka. Może kogoś z młodych wypatrzy? Dla mnie w każdym razie jest nie do przyjęcia, żeby w podstawowym składzie reprezentacji grali ci, którzy w klubach siedzą na ławce.

- Jest ktoś, kogo po tych dwóch meczach wolałby pan już w kadrze nie widzieć?

- Choć prawda jest taka, że za mecz z Czechami nie ma kompletnie kogo wyróżnić, za wcześnie jeszcze na jakieś kategoryczne wnioski. Inna rzecz, że na boisku grają konkretni zawodnicy, w formie. A wychodzi mi na to, że w Polsce grają... nazwiska. Już słyszę głosy, że powinno się „odkopać” Krychowiaka. Albo Grosickiego. No to ja od razu odpowiadam: w takim razie „odkopcie” jeszcze Szarmacha, Latę i Gorgonia. Trzeba odmłodzić tę reprezentację! Również i z tego powodu, by znowu było jak za naszych czasów, pół wieku temu. Niechże ten orzełek znów do czegoś mobilizuje. Dla nas grać w reprezentacji to był zaszczyt, powiem panu. A dziś? A to ktoś ma swoje reklamy do nakręcenia, a to mu zgrupowanie przeszkadza...

- Myśli pan, że po pierwszej lekcji Fernando Santos jest w stanie tak odmienić oblicze drużyny narodowej, byśmy nie chcieli wyłączać telewizora po dwóch minutach i dwudziestu sekundach?

- Jakbym znał odpowiedź na to pytanie, to bym już siedział w Londynie u bukmacherów i obstawiał wszystkie pieniądze, jakie mam... A mówiąc poważnie: Santos to może i starszy pan, ale rozsądny. Więc nadziei nie tracę, powiem panu, choć nieraz szlag mnie trafia, kiedy oglądam kadrę; gdy patrzę, jak ci nasi grają. Za moich czasów jeden na drugie krzyknął: „idź”, „przesuń”, „zasuwaj”. Trawę się gryzło, powiem panu. A dziś? Jest Lewandowski, są inni, a na boisku cisza...

- A propos Lewandowskiego: zaryzykowałby grę reprezentacji bez niego, jeśli do czerwca nie odzyska formy?

- Nie ma świętych krów w reprezentacji. Przynajmniej dla Santosa, skoro potrafił posadzić Ronaldo na ławkę.

Sonda
Czy Polska awansuje na Euro 2024?
Robert Lewandowski po meczu z Albanią
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze