„Super Express”: - Transmisję meczu z Czechami chciał pan wyłączyć po trzech minutach. W przerwie meczu z Mołdawią też miał pan ochotę w przerwie machnąć ręką, powiedzieć: „Nic złego się nam nie stanie”, i też zakończyć oglądanie relacji?
Grzegorz Lato: - Może nie aż tak, ale na pewno nie spodziewałem się tego, co się stało w drugiej połowie.
- No a co się stało?
- Już byli nasi w ogródku, już witali się z gąską… Na stojąco chcieli wygrać po przerwie. A tu chłop 40 metrów od naszej bramki zgarnia piłkę, środkiem jedzie, nikt go nie atakuje. Widział pan, co robili Mołdawianie, jak miał Lewandowski piłkę? Dwóch do niego z agresją w oczach skakało. A jak ich minął, to już trzeci czekał. A my? Bednarek tyłek w pole karne tylko cofnął, jak przeciwnik biegł z piłką. A i ten zimny kubeł na nas w ogóle nie podziałał. Bezmyślnie graliśmy. Nieodpowiedzialnie. Jak można podawać w poprzek boiska? To wbrew wszystkim regułom. No i zaczęła się trzęsawka. A jak się skończyła – wiemy. Nie wiem, co jest grane…
- No właśnie, co jest grane?
- Mamy superzawodników: mistrza Hiszpanii, mistrza Włoch, wicemistrza Anglii, wicemistrza Francji. A drużyna zebrana na podwórku gra lepiej niż my.
- Trener nie widział w szatni, co się dzieje mentalnie z zespołem?
- A to by trzeba trenera spytać, powiem panu. Widziałem, że nasi wyszli bez zaangażowania, bez woli walki, bez złości. No i wygraliśmy, owszem, ten mecz 2:0 – ale tylko do przerwy. A tu, niestety, 90 minut trzeba grać… Za moich czasów, jak graliśmy z Luksemburgiem, mówiliśmy sobie: „2:0 to dla nas jak 0:0, jedziemy z nimi dalej”. Jak masz frajera, to go dobij, bo jak mu pozwolisz się podnieść, to na pewno będzie się z ciebie śmiał. I tak się stało; piłkarsko Mołdawianie to żadni wielcy zawodnicy, ale wolą walki i ambicją nas zabili.
- Przegrali piłkarze czy trener Santos?
- Trener nie gra. Nie zgodzę się z tymi, co powiedzą: „Santos winny”. Przegrali piłkarze. Jestem pewien, że w przerwie ich uczulał, by nie tracili koncentracji. Zresztą co tu dużo gadać: popatrzmy, w jakich klubach grają nasi. Sami powinni to wiedzieć.
- Ktoś powinien się z drużyną narodową po takim meczu pożegnać?
- To już musi trener ocenić. Niech sobie ze dwa-trzy razy obejrzy mecz, niech się poprzygląda zachowaniom zawodników i niech podejmuje decyzje. Jemu płacą ogromne pieniądze, co ja mu będę podpowiadać. Sam sobie skład na ten mecz i taktykę ustawił, to niech teraz kombinuje.
- Santos powinien zostać – mówi pan?
- Tak. Tylko musi wpuścić dużo świeżej krwi do tej reprezentacji. Mamy obronę, której – co pokazała trzecia bramka – kłopot sprawia gra „na zadymę”. I która nie jest w stanie zastopować zawodnika biegnącego kilkadziesiąt metrów z piłką.
- Bednarek się nie nadaje? Kiwior się nie nadaje?
- Nie mówię, że się nie nadają. Mówię, że ta drużyna – pokazał to początek meczu z Czechami i początek drugiej połowy z Mołdawią – ma kłopoty z koncentracją. Ale niech się z tym teraz zmaga selekcjoner. Ja nie będę dziś katem, nie powiem mu: „Tego wyrzuć, tamtego usuń”. Powiem za to tak: liga startuje w lipcu, mecze reprezentacji we wrześniu. Niech się przyjrzy młodym chłopakom.
- A starszym w kadrze też powinien? Nie zabrakło panu Roberta Lewandowskiego i jego wpływu na zespół, gdy zaczęło się wszystko walić?
- Myślę, że jako kapitan powinien ryknąć na chłopaków. Brutalnie, bez ubierania w piękne słówka. Tego mi zabrakło. Nie tylko w jego wykonaniu. W kadrze są same niemowy, powiem panu. Jakby w ogóle nie wymieniali się między sobą żadnymi podpowiedziami, uwagami. Każdy sobie rzepkę skrobie – mam wrażenie… Żadnej komunikacji. Każdy jest gwiazdą. A z samych gwiazd drużyny się nie stworzy.