„Super Express”: - Jak ocenia pan wybór Fernando Santosa na selekcjonera reprezentacji Polski?
Jerzy Dudek: - Bardzo pozytywnie. To topowy trener w Europie, o bardzo uznanej marce i z ogromnymi sukcesami. Z takim szkoleniowcem nasza reprezentacja jeszcze nie miała do czynienia. Dlatego jego zatrudnienie odbieram jako bardzo pozytywny sygnał ze strony PZPN. Taka miła niespodzianka.
- Jakie wrażenie zrobił na panu Portugalczyk?
- Podczas konferencji widać było ogromnie doświadczenie trenera w obyciu z mediami. Czuł się bardzo swobodnie. Był bardzo konkretny, mówił bez owijania w bawełnę, zero wyświechtanych opowieści z jego strony. Można powiedzieć, że nadaje nową jakość, bo w ostatnim czasie mieliśmy duży deficyt, może o takie proste, ale celne uwagi trenera. Nie dał się podpuszczać dziennikarzom. Odpowiadał bardzo profesjonalnie i konkretnie.
- Czym najbardziej panu zaimponował?
- Nie dał się wypuścić na temat trenera Czesława Michniewicza i gry naszej kadry na mistrzostwach świata. Nie dał się wypuścić w sprawie Roberta Lewandowskiego. Wiadomo, że w ostatnim czasie kapitan nie ma dobrej passy w reprezentacji. Szczególnie po wypowiedzi trenera Jerzego Brzęczka, który powiedział w jednym z wywiadów, że jak kadra wygrywa to jest to zasługa „Lewego”, a jak przegrywa to winny jest trener i drużyna. Santos nie dał się zmanipulować i wciągnąć w tę grę. Jego zachowanie oceniam bardzo pozytywnie.
- Przypuszczał pan, że prezes Cezary Kulesza w ogóle zdecyduje się na taki ruch i zatrudni trenera ze światowego topu?
- Widzieliśmy jak ten wybór selekcjonera wyglądał w tym miesiącu. Każdy wolny trener był wciągany na listę. Prezes Kulesza robił swoje, przesłuchiwał kandydatów, mylił tropy. Nie wszyscy trafili swoje typy, bo szef związku sprytnie mieszał. Nie ma się co mu dziwić, bo negocjacje i wszelkiego rodzaju ustalenia lubią ciszę i spokój. W pewnym momencie było dwóch trenerów w grze. Jednak na samym końcu prezes Kulesza zaskoczył, bo sięgnął po bardzo ciekawe nazwisko czyli po Santosa.
- Nie zawsze zgadzał się pan z poprzednimi wyborami selekcjonerów.
- Kiedyś już o tym mówiłem, że czasami wybieraliśmy selekcjonera z jakiegoś układu. Nie wiem jakiego. Mieliśmy już wcześniej do czynienia z taki wyborami. Trudno było powiedzieć na jakich zasadach się to odbywało. Nie wiem, który trener zasługuje na miano selekcjonera po wygraniu kilku meczów w lidze. Albo wybieramy trenera, aby uratować wizerunek, bo to związane jest z ogromnymi finansami. Jeśli wizerunek PZPN jest nie najlepszy, to i sponsorzy nie garną się do związku. To są naczynia połączone. Wydaje się, ze teraz Kulesza zrobił manewr ratujący trochę nadszarpnięty wizerunek. Postawił na konkretne nazwisko w postaci trenera Santosa. Trzeba przyznać ten ruch wyszedł prezesowi.
- Fernando Santos jest otwarty na to, aby w jego sztabie byli polscy trenerzy. Jak pan to odbiera?
- To sugestia prezesa Kuleszy, żeby Portugalczyk wziął polskich asystentów, którzy będą mogli się przyglądać pracy tak doświadczonego trenera. Mieliśmy to za kadencji Leo Beenhakkera, który zaprosił naszych szkoleniowców. Pamiętam, że byli u niego Nawałka, Urban, Dziekanowski czy inni. To przyniosło bardzo dobry efekt, bo później Nawałka z powodzeniem prowadził kadrę. Teraz Kulesza proponuje Santosowi takie rozwiązanie. Wiadomo, że polscy asystenci nie będą odgrywać pierwszoplanowych ról, choć słyszę, że Portugalczyk chciałby, aby doradzali mu. Santos ma kilka dni, aby potwierdzić ich wybór. Uważam, że to jest wartościowe doświadczenie dla Łukasza Piszczka i Tomka Kaczmarka, bo z nimi rozmawiał. Wiadomo, że z tego nie ma wielkich pieniędzy w porównaniu do zarobków selekcjonera i jego sztabu. Jednak ważne, aby czerpać z wiedzy Santosa. Zaraz start eliminacji EURO i pod względem szkoleniowym warto z takiej opcji skorzystać.
- Portugalczyk jest najlepiej opłacanym trenerem kadry w historii. Mówi się, że będzie zarabiał ponad 2 mln euro rocznie. Co pan na to?
- Tak znane nazwisko jak Santos wiąże się z kosztami. Wiemy jak to wygląda w Europie, jakie są zarobki trenerów z tej półki. W przypadku Roberto Martineza mówiło się o pensji na poziomie czterech mln euro. Takie są stawki. Oczywiście kwota dla Santosa szokuje, bo nigdy nie mieliśmy do czynienia z tego typu gratyfikacjami finansowymi. Nie mieliśmy kontaktu z tej klasy trenerem. Pytanie: co będzie później, jakich trenerów związek będzie zatrudniał? Czy pójdzie w pakiet oszczędnościowy i sięgnie po trenera z polskiej ligi, który będzie zarabiał 200 tys. zł miesięcznie, a nie milion zł? Trzeba mieć nadzieję, że obecny wariant będzie się opłacać, a trener pracą się spłaci. Można powiedzieć, że wcześniej związek oszczędzał i zatrudniał selekcjonerów na zasadzie równowagi. Miał być dobry trener, ale za w miarę realne wynagrodzenie.
- Czy to ryzyko nam się opłaci?
- Tak to już jest na świecie, że za sukcesami stoją ogromne pieniądze. Teraz prezes Kulesza nie kalkulował. Pokazał dużą odwagę i zatrudnił trenera z topu. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będziemy mieli możliwość zatrudnić trenera, który będzie zarabiał tak duże pieniądze. Wiadomo, że teraz nikt nie będzie chciał zarabiać mniej. Wierzę w to, że wysoka pensja będzie szła w parze z jakością i piłkarską mądrością. Santos mówi, że chce coś zostawić po sobie w Polsce. Liczę na to, że jego kadencję będziemy wspominać pozytywnie. Tak jak to ma miejsce w Grecji czy Portugalii, gdzie osiągał ogromne sukcesy.
- Czego spodziewa się pan zatem po Santosie za sterami reprezentacji Polski?
- Niech odbuduje morale naszego zespołu i pewność siebie zawodników, że będą w stanie sami pozytywnie rozwiązywać wiele sytuacji na boisku. Liczę na to, że będziemy grali w piłkę. Jak byłem w Realu. Obserwowałem Portugalię, bo występowali w tej kadrze Pepe i Cristiano Ronaldo. Zespoły Santosa prezentują futbol przemyślany, bardzo solidny w obronie. W kadrze Portugalii, która dysponuje zawodnikami o dużej jakości, nie było hurra ataków od pierwszej do ostatniej minuty. Nie było wysokiego pressingu, jak to widzimy oglądając najlepsze drużyny. Wydaje się, że Santos jest trenerem, który mówi do graczy: „panowie najpierw musimy zabezpieczyć i grać na zero z tyłu. Z przodu mamy tyle jakości, tyle potencjału, że zawsze coś strzelimy i wykreujemy”. W przypadku Portugalii przynosiło to efekt.
- Czy takie podejście sprawdzi się w naszych realiach?
- Mam nadzieję, że tak samo będzie w polskiej kadrze, że będzie to gra oparta o bardzo dobrą organizację gry w obronie i ataku, z piłką i bez niej. Każdy będzie wiedział, co ma robić. Oczekuję, że poprawi się zarządzanie meczem, bo na tym polu mieliśmy duże pretensje do trenera Michniewicza i jego poprzedników. Selekcjoner jest po to, aby w trudnych momentach zmianami pomóc zespołowi. Ponadto Santos zadeklarował, że będzie chciał się przyjrzeć szkoleniu naszej młodzieży. To istotne, bo autorytetem zainspiruje trenerów i młodych piłkarzy.
- Co polska piłka zyska na zatrudnieniu Portugalczyka?
- Wszyscy liczymy na to, że na tym zyskamy. Tak było przy angażu Leo Beenhakkera. Wiadomo, jaka jest polska myśl szkoleniowa. Jest bardzo zazdrosna i zblokowana. Mieliśmy to przy Beenhakkerze, Sousie i teraz Santosie. Padały głosy, że to Polak powinien prowadzić reprezentację. Wydaje się, że mamy na tyle klasowego trenera, że powinniśmy garściami czerpać z jego wiedzy i doświadczenia. Świat idzie do przodu. Potrzeba świeżego spojrzenia na rodzimą piłkę, bo nie można się wyłącznie zamykać się we własnym kręgu.
- Jesteśmy na to gotowi?
- Proszę zobaczyć, co teraz zrobiła Portugalia, która słynie ze świetnego szkolenia młodzieży. Odszedł Santos, a w jego miejsce przyszedł Hiszpan Roberto Martinez. Chcieli mieć trenera, który spojrzy na ich futbol z innej perspektywy, dołoży coś nowego. Tak to już jest, żeby wejść na jeszcze wyższy poziom potrzeba trochę innego spojrzenia, mentalności, kultury, doświadczenia, autorytetu. Santos ma te wszystkie atuty. Korzystajmy z jego mądrości.