„Super Express”: - Wielkie gratulacje. Najpierw seryjnie strzelałeś w sparingach, potem w Pucharze Włoch i wreszcie w debiucie w Serie A. Jak oceniasz pierwsze tygodnie we Włoszech?
Krzysztof Piątek: - Na pewno jestem zadowolony, bo bardzo mi zależało, aby od pierwszych chwil pokazać, że nie jestem jakimś „ogórkiem”, a poważnym kandydatem, aby pomóc zespołowi. I to mi się udaje. Gole w sparingach były ważne, bo walczyłem o skład. Jest tu 4-5 dobrych napastników i wiedziałem, że tylko bramki utorują mi drogę do pierwszej jedenastki. Fajnie, że zaczęło wpadać od razu, nie musiałem zmarnować iluś tam sytuacji, żeby strzelić swoje.
- Wiele osób było w szoku po twoich czterech bramkach w meczu Pucharu Włoch, z Lecce…
- Też byłem w lekkim szoku, bo nigdy wcześniej, w seniorskiej piłce, nie zdarzyło mi się coś takiego. Maksymalnie trzy gole, w Ekstraklasie. Ale nigdy cztery. Oczywiście piłkę wziąłem na pamiątkę, a czy żałowałem, że trener zdjął mnie po godzinie z boiska? Nieee. Wiadomo, że mogłem polować na dalsze bramki, ale wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że zaraz rusza liga, że trener chce też spróbować innych…
- W debiucie w lidze włoskiej na gola czekałeś raptem sześć minut…
- Tak, udało mi się dobrze ułożyć stopę, piłka odpowiednio mi siadła. Bramkarz był trochę zasłonięty, zobaczył ją w ostatniej chwili, a wtedy na interwencję było już za późno. Dobrze zaczęliśmy ten mecz, szybko dołożyliśmy drugą bramkę, ostatecznie skończyło się 2:1. Ale muszę przyznać, że Empoli zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Naprawdę super grali w piłkę, ciężko z nimi było bardzo. Już widzę, że tu każdy mecz będzie bardzo trudny…
- Na razie wygląda na to, że wybór przez ciebie Genoi był strzałem w dziesiątkę. Z ilu ofert tak naprawdę wybierałeś?
- Kilka ich było… Z Anglii, Belgii, bardzo konkretna z Rosji. Ale nie patrzyłem w pierwszej kolejności na pieniądze, dla mnie liczył się klub, to jakie daje możliwości rozwoju. A te w Genoi są znakomite. Dlatego zdecydowałem się tu przyjść i wszystko wskazuje na to, że podjąłem bardzo dobrą decyzję.
- Włosi nie szczędzą ci komplementów, widziałem już takie określenia jak „nowy Lewandowski”. Podoba ci się to?
- Staram się aż tak dużej uwagi do medialnych porównań nie przywiązywać. Lewandowski to geniusz, jeden z trzech najlepszych napastników na świecie. Takiego piłkarza możemy nie mieć w Polsce przez najbliższych 50-60 lat…
- Ale zaraz, zaraz… Trener Michał Probierz mówi, że to ty możesz być następnym Lewym…
- Myślę, że trener Probierz porównuje nas bardziej ze względu na podobną charakterystykę, podobny styl gry. Mamy, można powiedzieć, ale z zachowaniem proporcji, podobne walory. Natomiast Lewandowski już nic nie musi udowadniać, a ja jestem dopiero na początku drogi.
- Nie sposób nie zapytać o tragedię, która dotknęła niedawno Genuę. Czy miasto doszło już do siebie po tym koszmarze z zawalonym mostem?
- Myślę, że Genua będzie tym żyła przez najbliższe 2-3 lata. Tak szybko nie da się tego zapomnieć. Wszyscy byli tu w szoku, ja też. Przecież jeździłem tym mostem dwa razy dziennie, na trening i z powrotem. Tamtego feralnego dnia też miałem jechać tą drogą po południu, ale wcześniej most się zawalił. Wtedy nasz trening został odwołany, ludzie byli ewakuowani, istniało niebezpieczeństwo wybuchu… Dla mnie to niepojęte, że w tych czasach może dojść do czegoś takiego, że most się może zawalić, grzebiąc tylu ludzi...
- Wracając do piłki. Dziś dostałeś powołanie do kadry. Spodziewałeś się pewnie…
- Na pewno miałem nadzieję… Chcę przełożyć dobrą grę w klubie na kadrę. Marzyłem o debiucie w reprezentacji i to mój wielki cel. Przed ogłoszeniem nominacji dostałem telefon od trenera, który poinformował mnie o tym fakcie. To jeszcze bardziej napędza mnie do pracy.
- Co będzie sukcesem Genoi w tym sezonie?
- Nie słyszałem o jakimś konkretnym celu, na przykład pierwszej piątce, czy szóstce. Chcemy wygrywać tak często jak się da i zobaczymy gdzie nas to doprowadzi.
- Różnice między Genoą a Cracovią?
- Nic mnie tu nie zaskoczyło, przygotowania do sezonu miałem w obu klubach praktycznie takie same. Miałem to szczęście, że w Polsce pracowałem z bardzo dobrymi trenerami, w Lubinie z Piotrem Stokowcem, w Cracovii z Michałem Probierzem. Wiele na tym skorzystałem. Natomiast co do lig – wiadomo, że Serie A jest jedną z najlepszych w Europie. Trudna liga dla napastnika, ale ja lubię wyzwania. Nie zadowalam się małymi sukcesami, cały czas chcę iść do przodu. A czy mam tu snajperskiego idola? Nie, gdy grałem w Lubinie podglądałem Lewandowskiego, ostatnio bardzo podoba mi się też styl Harry Kane’a. Wiem, że we Włoszech świetnych napastników nie brakuje, ale akurat tu swojego faworyta nie mam.
- A jak się żyje w Genui?
- Bardzo dobrze. Czuję się tu świetnie również dlatego, że mamy super atmosferę w zespole. Koledzy pomagają mi od samego początku, a to naprawdę bardzo nowemu pomaga. Klimat też super, jest morze, jest fajne miasto, świetna kuchnia. Nic tylko żyć i strzelać.