Tak oddani i zasłużeni dla reprezentacji piłkarze zasługują na takie pożegnania. W ten sposób z reprezentacji odchodził m.in. Artur Boruc (mecz z Urugwajem w 2017 roku), a teraz czas na Piszczka. Gwiazdor Borussii Dortmund wybiegnie w pierwszym składzie we wtorkowym spotkaniu ze Słowenią i będzie grał do 30 minuty. Potem opuści boisko, zapewne przy burzy braw i owacji kibiców. Niewykluczone, że koledzy z reprezentacji stworzą szpaler, przez który Piszczek po raz ostatni zejdzie z boiska w biało-czerwonej koszulce.
Piszczek zadebiutował w kadrze w 2007 roku. 3 lutego zagrał w meczu towarzyskim z Estonią. Polacy łatwo wygrali 4:0, a „Piszczu” był… napastnikiem. Dopiero niedługo później trener Lucien Favre w Hercie Berlin przekwalifikował go na pozycję prawego obrońcy. I był to świetny ruch, bo przez lata Piszczek był i w klubach, i w reprezentacji pewniakiem na prawej stronie defensywy.
Zagrał łącznie w reprezentacji Polski 65 meczów, strzelił trzy gole. Jako pierwszy Polak wystąpił w trzech finałach mistrzostw Europy – 2008, 2012 i 2016. Zagrał też na mundialu w Rosji (dwa mecze: z Senegalem i Kolumbią), po którym zakończył karierę. Jak potem tłumaczył, decyzja była niezwiązana z fatalnym wynikiem zespołu w Rosji.
- W życiu czasami trzeba podejmować ciężkie, ale racjonalne decyzje. Po długich przemyśleniach ja taką podjąłem. Moja przygoda z reprezentacją dobiegła końca. 11 lat zawsze z dumą reprezentowałem Polskę w seniorskiej reprezentacji. Był to wyjątkowy czas. Będę go zawsze bardzo miło wspominał - stwierdził Piszczek.
W szatni był lubiany. Nikomu nie wadził, a kiedy było trzeba, potrafił też zażartować. Najbliższe relacje miał z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Fabiańskim. Ale wielki szacunek mieli do niego wszyscy piłkarze. Całe szczęście, że na swojej pozycji nie zostawia w kadrze spalonej ziemi. Na europejskim poziomie grają już Tomasz Kędziora (25 l.) i Bartosz Bereszyński (27 l.), a przyszłością kadry są młodzi Robert Gumny (21 l.) i Michał Karbownik (18 l.).