Wicemistrz olimpijski (1992) z... Barcelony uważnie oglądał poniedziałkowy mecz Barcy. I zwrócił uwagę na postawę polskiego napastnika, ale i zachowania, których zazwyczaj u „Lewego” nie było widać. Wyciągnął z nich ciekawe wnioski, które zresztą znalazły swe potwierdzenie w informacjach, przekazywanych w mediach społecznościowych (m.in. przez Romana Kołtonia z „Prawdy futbolu”).
Marek Koźmiński stawia diagnozę dotyczącą dyspozycji Roberta Lewandowskiego
„Super Express”: - Co, pana zdaniem, dzieje się z Robertem Lewandowskim?
Marek Koźmiński: - Ewidentnie jest w dołku fizycznym i sportowym. To widać i czuć, zarówno w reprezentacji, jak i w klubie. Być może w grę wchodzą sprawy przeciążeniowe, jakieś drobne kontuzje. Wszyscy widzieliśmy, jak w trakcie meczu z Gironą parokrotnie łapał się za plecy.
Koźmiński przywołuje ciekawe słowo opisujące Lewandowskiego
- Kontuzje czy przeciążenia to element zawodowego sportu...
- Owszem. Tyle że Robert to człowiek, który przyzwyczaił kibiców do tego, że „zawsze jest”. Zawsze jest gotowy do gry, zawsze jest w dobrej formie. Że nigdy nie ma żadnych kontuzji. Że po prostu jest robocopem. Ale pamiętajmy: Robert ma 35 lat! I ma prawo być zmęczony. Powiem więcej: on dziś na pewno jest zmęczony. Choćby dziwnym mundialem. Dziwnym, bo przecież jego termin był niezwykły. I ten mundial z pewnością pozostawił ślad w jego zdrowiu. W związku z tym ocenę pierwszych sześciu miesięcy 2023 roku w wykonaniu Roberta będziemy mogli wystawić dopiero w czerwcu.
- Krótko mówiąc, kibice powinni uzbroić się w cierpliwość?
- Przed nami jeszcze dwie dekady kwietnia, przed nami cały maj. Zobaczymy, czy w tym okresie Robert wejdzie jeszcze na „swój” poziom, zaprezentuje „swoją” jakość. Czy się odrodzi. Jeśli tak, to będziemy mogli powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z trzymiesięcznym „blackoutem” „Lewego”, który jest dla każdego zawodowego sportowca rzeczą normalną, i który trzeba zrozumieć.
- A jeśli nie się nie odrodzi?
- No to... sytuacja zrobi się poważna. Ale bardzo proszę: poczekajmy, nie gdybajmy. Robert jest dzisiaj w słabszej dyspozycji, owszem, ale ma do tego pełne prawo.
- Kiedy na Camp Nou – jak w poniedziałek - 80 tysięcy ludzi zaczyna skandować „Messi, Messi”, może to Robertowi dzwonić z tyłu głowy?
- Nie, bo ten okrzyk do Roberta się nie odnosi. Przecież ci ludzie nie chcą Messim zastąpić Roberta. Chcą po prostu sprowadzić swoje bożyszcze do domu. A Messi może całkiem śmiało grać w jednej drużynie z „Lewym”. A poza tym... Robert ma tak grubą skórę, że z takimi rzeczami daje sobie radę. Jedyne, czego potrzebuje w tej chwili, to być w formie.
- Co mu ją przywróci?
- Niezbędny jest mu odpoczynek, moment wytchnienia. On już nie będzie tym Robertem sprzed 3-4 lat. Ma dziś 35 lat, to nie jest młodzieniaszek. Potrzebny mu jest nieco dłuższy czas na regenerację. My chcielibyśmy, żeby Robert wygrywał – najlepiej w pojedynkę – każdy mecz dla swej drużyny. A to jest po prostu niemożliwe.
- Jedna-dwie kolejki bez gry mu wystarczą?
- Nie wiem. Oglądam go w reprezentacji, oglądam w Barcelonie i widzę, że zwyczajnie mu nie idzie. W meczu z Gironą miał sytuacje, ale nie było tej swobody, lekkości, szybkości, do której wszystkich przyzwyczaił. Ot, choćby okazja z końcówki meczu, którą miał. Został zablokowany, bo robił wszystko jakby... w zwolnionym filmie. Co to oznacza? Że nie ma tego dziś tego brylantu, który do tej pory miał. A nie ma go zapewne z powodu zmęczenia, skutkującego fizyczną ospałością. I to trwa już dwa miesiące. Ale z ocenami tego półrocza poczekajmy – jak powiedziałem – do końca czerwca.
- Po odpoczynku Robert będzie w stanie jeszcze przez kilka lat grać na najwyższym światowym poziomie?
- Nie mam wątpliwości: będzie w stanie. Tylko być może już nie w 50 meczach w sezonie, ale na przykład w 40. Albo w 35. Bo on – jeszcze raz powtórzę – ma dziś 35 lat i jego organizm być może nie jest w stanie zagrać pół setki spotkań na najwyższym poziomie. Niestety, wyczynowy sport to też jest data urodzenia...