"Matka Boska pilnuje, żebym znów nie upadł"

2009-10-07 7:00

Dokładnie rok temu wydawało się, że nic już z niego nie będzie. Uzależniony od hazardu Kamil Grosicki (21 l.) błąkał się po rodzinnym Szczecinie. Nie miał klubu, bo wszyscy bali się go zatrudnić.

- Wiem, że łatkę hazardzisty i imprezowicza mam przyczepioną chyba do końca moich dni. Ale udowodnię tym, którzy stawiają na mnie krzyżyk, że mocno się mylą - odgrażał się wtedy na łamach "Super Expressu". Dziś jest w kadrze na mecze eliminacji MŚ 2010 z Czechami i Słowacją.

Ostatnie tygodnie nie mogłyby być dla niego lepsze. Najpierw został powołany do reprezentacji, a potem niemal w pojedynkę rozbił Legię (po jego dwóch golach Jagiellonia wygrała 2:0).

- W tym sezonie w lidze mi coś nie szło. Byłem jakiś ociężały, nogi odmawiały posłuszeństwa. Wystarczyło jednak powołanie do reprezentacji i... cud! Nie ma co, dostałem porządnego kopa od trenera Stefana Majewskiego - mówi Grosicki.

Jednak to nie obecny selekcjoner, ale Leo Beenhakker (67 l.) był tym, który umożliwił "Grosikowi" debiut w drużynie narodowej. Było to w lutym ubiegłego roku, w meczu towarzyskim z Finlandią (1:0).

- Niektórych decyzji Holendra jednak nie rozumiałem - zaskakuje napastnik Jagiellonii. - Powołania do kadry dostawałem, gdy nie zasługiwałem na nie. A kiedy byłem już w dobrej formie, to trener o mnie zapomniał.

Teraz dzięki Majewskiemu wrócił do pierwszej reprezentacji.

- Powołanie bardzo cieszy. To głównie zasługa Tomka Frankowskiego. On jest dla mnie jak ojciec. Kłócimy się, ale jak w rodzinie. "Franek" wytyka mi błędy, a ja mu się odszczekuję. Ale później przychodzę i przyznaję mu rację. Powiedział mi ostatnio, że kiedy patrzy jak gram, to przypomina mu się Maciek Żurawski z dawnych czasów. Docenił mnie - podkreśla z satysfakcją "Grosik".

Wprawdzie sporo mu jeszcze brakuje do osiągnięć Żurawskiego, ale wyznaczył sobie ambitny cel na ten sezon. Wspólnie z kolegą z kadry młodzieżowej Patrykiem Małeckim (Wisła Kraków) założyli sobie, że zdobędą po 10 bramek w lidze.

- I to minimum! - zaznacza. - Bo jak patrzę na to, co wyprawia w lidze Patryk, to "dychę" przekroczy za kilka kolejek. Mnie jeszcze trochę brakuje. Najważniejsze, że znów czuję "prąd" w nogach.

Rewelacja Ekstraklasy nie ukrywa, że liczy na występ w meczu z Czechami. Nawet na pełne 90 minut.

- To byłoby coś! - rozmarza się napastnik Jagiellonii. - Jeszcze nie zmierzyłem się z takim bramkarzem jak Petr Cech. Chciałbym powtórzyć wyczyn Kuby Błaszczykowskiego, który rok temu strzelił mu piękną bramkę. To byłby milowy krok w mojej karierze.

Grosicki niewątpliwie ucieszyłby tym ojca, który dzwoni do niego przed każdym meczem.

- Tata mówi do mnie: "Synu, strzel gola, a najlepiej to trzy!". Nie zawsze się udaje, ale się staram. Może w Pradze będzie mi łatwiej, bo czuwa nade mną Matka Boska, którą wytatuowałem sobie na ręce. Bardzo mi pomaga. Kiedy chcę zrobić coś głupiego, kiedy znów mam ten "kołowrotek" w głowie, to patrzę na tatuaż i odechciewa mi się złych rzeczy. Zmieniło mnie to i jestem szczęśliwym człowiekiem. Obym miał to szczęście w Pradze. Mam nadzieję, że trener sypnie w sobotę "Grosikiem" - puszcza oko Kamil.

 

Zobacze galerie zdjęć z obozu kadry:

Trening kadry

Kadra we Wronkach

 

Najnowsze