Listkiewicz – jako przedstawiciel PZPN w randze najpierw sekretarza generalnego, a później prezesa – wielokrotnie uczestniczył w różnorakich losowaniach: eliminacji bądź finałów mistrzostw świata bądź turniejów EURO. Każde z takich wydarzeń zostawiało w pamięci konkretny ślad. Zanim Biało-Czerwoni poznają więc swych rywali w kwalifikacjach do ME'24, podążyliśmy z nim tymi śladami przed minione dekady.
„Super Express”: - Przed nami losowanie grup eliminacyjnych EURO 2024. Pan zapewne wiele razy miał okazję poczuć dreszczyk emocji bezpośrednio na sali, w którą taką ceremonię przeprowadzano?
Michał Listkiewicz: - Owszem, bodaj z 10 razy uczestniczyłem w takich losowaniach. One do pewnego momentu miały dodatkowy smaczek. Dziś – jak w totolotku – nie tylko nie mamy wpływu na to, z kim zagramy, ale też z góry ustalony jest przez UEFA terminarz grupowych zmagań. A kiedyś – do początku tego stulecia – „gwoździem programu” były negocjacje kalendarza. I tu się zaczynały schody! Trzeba było mieć duże zdolności dyplomatycznych, dużo czasu i dużo cierpliwości. W eliminacjach francuskiego mundialu'98 los przydzielił nam w grupie między innymi Włochów. Spotkanie – z udziałem ich selekcjonera, Arrigo Sacchiego - w sprawie terminarza odbyło się w Warszawie. Przyjechał do Polski pewny siebie: „My jesteśmy najlepsi, więc ustalimy sobie, kiedy z kim gramy”. Ale zaraz na początku spotkania „zgasił go” bodaj przedstawiciel Mołdawii. „Chwileczkę, na początku wszyscy są równi, nie ma przywilejów”. Z innymi dogadaliśmy się łatwo, ale z Sacchim wciąż był problem. U nas chciał grać w jakimś niewygodnym terminie. Zbyszek Boniek był wtedy prywatną osobą, ale poprosiłem go o pomoc. Zatelefonował do ówczesnego prezesa federacji włoskiej, który – najwyraźniej – za moment przekazał swoje uwagi selekcjonerowi. „Powiedział mi, że będę w Warszawie siedzieć tak długo, aż się dogadamy” - usłyszeliśmy za chwilę od nadąsanego Sacchiego. To były jeszcze „szaro-bure” czasy w Polsce, więc to siedzenie tak bardzo mu się nie uśmiechało, że w ciągu godziny się dogadaliśmy!
- Wróćmy do samego losowania. Jak odbywa się dobór uczestników ceremonii, będącej zazwyczaj widowiskiem telewizyjnym?
- Wiele lat działałem w Komisji Europejskich Pucharów w UEFA i widziałem, jak wielu jej członków miało „parcie”, by w takich losowaniach uczestniczyć. Pamiętam choćby Austriaka, Friedricha Sticklera, postać bardzo szanowaną w swym kraju, który jednak dałby się pokroić za to, by podać komuś kulkę w trakcie takiego losowania i pojawić się choćby na pięć sekund w telewizji (śmiech)! Generalnie jednak Giorgio Marchetti, który od wielu lat jest w UEFA głównym „rozgrywającym” przy tego typu uroczystościach, zaprasza do udziału w nich byłych wielkich zawodników. I to jest znakomita sprawa: przypominanie młodym kibicom, że historia piłki to Zidane, Pires, Boniek, Lato i wiele innych legend europejskiej piłki.
- Mówimy o tych, którzy wychodzą na scenę. Ale emocje rozgrywają się także wśród tych zasiadających na widowni. Pamięta pan jakąś wyjątkowo emocjonalną reakcję selekcjonera, któremu towarzyszył pan podczas losowania?
- Owszem. To było chyba losowanie grup finałowych przed mundialem 2006 w Niemczech. Paweł Janas nie należy raczej do osób wylewnych, jest człowiekiem introwertycznym, nie okazującym emocji. Ale wtedy mocno wyściskał nie tylko mnie, ale i innych członków naszej delegacji. Bardzo mnie wtedy to swoją reakcją zaskoczył.
- Widzowie telewizyjni widzą to, co pokażą im kamery. Ale zapewne wiele interesujących wydarzeń rozgrywa się w kuluarach?
- W każdym przypadku losowanie było dla jego uczestników także wydarzeniem towarzyskim, na długo pozostającym w pamięci. Dla mnie na przykład wielką sprawą było wypicie piwa z Aleksem Fergussonem czy z Bobbym Robsonem. Dzięki losowaniom poznałem naprawdę wiele piłkarskich legend: Alfredo di Stefano, Ferenca Puskasa, Giovanniego Trapattoniego. Ba; na tych uroczystościach pojawiały się również gwiazdy spoza środowiska futbolowego. Zwłaszcza FIFA lubowała się w zapraszaniu celebrytów. Kiedyś siedziałem na przykład obok Bonda, Jamesa Bonda! Tak, gościem jednego z losowań był Roger Moore! Przy okazji innego losowania poznałem też Sophię Loren.
- Myśli pan, że mogą się zdarzać w takich losowaniach „podgrzane kulki”? Inaczej – że UEFA w jakiś sposób może wpływać na wyniki losowania?
- Nie, takich cudów nie ma. Ale dziś mamy bardzo wiele uwarunkowań geograficznych i – niestety – politycznych. Kiedyś to było nie do pomyślenia; dziś Armenia nie może zagrać z Azerbejdżanem, a Serbia z Kosowem.
- No właśnie – polityka. Parę tygodni temu niemiecka minister spraw wewnętrznych napisała do UEFA wniosek o wykluczenie Białorusi z eliminacji. Ale Białorusini będą losowani w niedzielę. Słusznie?
- Sprawa dla mnie jest dyskusyjna. Oficjalnie Białoruś nie jest agresorem w ten inwazji na Ukrainę. Tak, wspiera Rosję, ale... przecież i o innych krajach – jak Węgry, Włochy, Austria, może nawet trochę Grecja – można powiedzieć, że w pewnych aspektach, na przykład handlowych, również to robią. Znam bardzo dobrze sportowców białoruskich, zwłaszcza środowisko piłkarskie. To nie są ludzie, którzy popierają Łukaszenkę. Owszem, oni się boją reżimu, ale go nie wspierają. Nie sądzę, by takie wezwanie odniosło skutek w UEFA - chyba że wyjdą na jaw fakty, iż Białoruś jednak aktywnie militarnie w tej agresji uczestniczy.
- Udostępniła swój teren wojskom rosyjskim, ostrzeliwującym z niego Ukrainę!
- To prawda. Ale – znając sytuację i poglądy wspomnianych sportowców białoruskich – też byłbym ostrożny z wykluczaniem reprezentacji Białorusi. Bardziej niepokoi mnie to, co robią niektóre federacje w innych dyscyplinach. Właśnie przeczytałem, że IBA dopuszcza rosyjskich bokserów do międzynarodowych startów.
- Na koniec wątek czysto sportowy. Polska w koszyku pierwszym, a w drugim – między innymi Anglia i Francja. Skomentuje to pan?
- Dla nas to powód do satysfakcji dumy, choć... takiej chwilowej. Koszyk – koszykiem, ale i tak wszystko rozstrzygnie boisko. Miewaliśmy przykłady, że awans na duży turniej uzyskiwała reprezentacja losowana z czwartego koszyka. Zawsze przypominam w takich momentach słowa Kazimierza Górskiego po grupowych wygranych z Argentyną i Włochami na mundialu w RFN. „I z czego się tak cieszycie? Prawdziwe granie o prawdziwy sukces dopiero się rozpoczyna”. I to jest dobre przesłanie w kontekście tej euforii u niektórych po zaliczeniu nas do tego pierwszego koszyka... Nie mówiąc już o tym, że to także podniesienie poprzeczki dla samych piłkarzy w oczach kibiców: „Skoro losują nas z pierwszego koszyka, nie macie innego wyjścia, niż wygranie grupy!”.