"Super Express": - Grałeś już kilka razy przeciw Polsce. Te mecze stały się dla ciebie rutyną czy zawsze są wyjątkowe?
Łukasz Podolski: - Zawsze są wyjątkowe. Rodzina na trybunach, polski i niemiecki hymn, kibice z obu krajów. Otoczka jest dla mnie niesamowita, a emocje wielkie i przed, i po meczu. Polski z serca nie zamierzam wyrzucać. Tam mieszka duża część mojej rodziny, tam jest mój ukochany Górnik Zabrze, tam otworzyłem Arkę, fundację pomagającą biednym dzieciom w Warszawie. To wszystko przy okazji meczu gdzieś tam się nakłada. Ale tak naprawdę te emocje najmniejsze są właśnie w trakcie gry, bo wtedy człowiek się wyłącza i myśli tylko o zwycięstwie.
Łukasz Podolski przed meczem Niemcy - Polska
- No właśnie. Podobno pałacie żądzą zemsty za przegraną w Warszawie.
- Chcemy się zrewanżować, bo porażka w Warszawie nas zabolała. Polska miała tylko 3-4 strzały, my dużo więcej, a skończyło się 2:0 dla Polski. No, ale szacunek, bo liczą się gole, a nie okazje. Tylko że to my jesteśmy mistrzami świata i jak zagramy na 100 procent, to w piątek wygramy. Choć teraz Niemcom gra się trudniej niż jeszcze kilka lat temu, bo każdy chce bić mistrza.
- W Warszawie, z niemieckich piłkarzy, to ty byłeś najbliższy strzelenia gola, ale trafiłeś w poprzeczkę. Teraz też noga pewnie nie zadrży?
- Jeśli zagram i będę miał okazję, to strzelę, bo taka moja rola. Ale gestów radości z mojej strony nie będzie. Tak jak na Euro 2008, kiedy strzeliłem Polsce dwa gole, jednak ich nie świętowałem.
- Od tego czasu Polska urosła w siłę.
- Wiem. Jest dobry trener, są dobrzy piłkarze. Dlatego chciałbym, żebyśmy do Francji pojechali razem. I Polska, i Niemcy. To mój wymarzony scenariusz. W piątek sentymentów być nie może, ale w każdym innym meczu jestem kibicem polskiej reprezentacji.
- Kilka tygodni temu przeszedłeś do Galatasaray Stambuł. Dlaczego właśnie tam?
- Miałem oferty z Anglii i Niemiec, ale Galatasaray przekonał mnie grą w Lidze Mistrzów, pięknym stadionem, niesamowitymi kibicami i supermiastem - Stambułem.