"Super Express": - W trakcie zgrupowania, 10 listopada, obchodziłeś 25. urodziny. Koledzy z zespołu pamiętali?
Ludovic Obraniak: - Tak! Dostałem od nich tort, zaśpiewali mi też "Sto lat!". Polska coraz bardziej zdobywa moje serce. Bo w dniu urodzin otrzymałem od Polaków mnóstwo życzeń. I to zarówno od tych, których znam, jak i od zupełnie obcych. Bardzo mnie to ujęło, bo we Francji, poza rodziną, praktycznie nikt nie pamiętał. To sprawia, że postanowiłem się Polsce odwdzięczyć. Mam już w głowie kilka pomysłów.
- Co konkretnie?
- Bardzo lubię dzieci, a słyszałem, że w Polsce jest dużo biedy, która dotyka również najmłodszych. Chcę w przyszłości otworzyć tu akademię piłkarską. Zamierzam za własne pieniądze kupić budynek, zatrudnić trenerów i nauczycieli, i zaoferować miejsca w tej akademii dzieciom z biednych rodzin. Żeby mogły się i uczyć, i trenować. Poza tym jestem do dyspozycji, w dogodnym terminie, do odwiedzin szkół czy domów dziecka, gdzie mógłbym rozdać koszulki i autografy. I jeszcze jedno: chcę się zaangażować w propagowanie piłki halowej w Polsce, ale nie na poziomie zawodowym. Chodzi mi o coś, co jest bardzo popularne w Lille, gdzie grają wszyscy: od drużyn dzieci po zespoły złożone z przedsiębiorców. Warto to przenieść na polski grunt. A prywatnie letnie wakacje spędzę w Polsce, głównie w Zakopanem z wypadem do Krakowa i Wrocławia.
- Plany ciekawe, a jak nastrój przed meczem z Kanadą?
- Dobry. Jestem zadowolony, że trener ustawił mnie w środku pomocy. Zawsze najbardziej podziwiałem rozgrywających, głównie z Włoch. Roberto Baggio, Del Piero, Totti. Środek boiska to moje miejsce.
- Smuda czymś cię zaskoczył?
- Kontakt z nim jest łatwiejszy niż z moimi poprzednimi trenerami, Smuda jest bliżej piłkarzy. Odpowiada mi też jego taktyka. Mam wrażenie, że wcześniej czasem nie bardzo wiedzieliśmy, jaki jest plan, jak mamy grać. U Smudy każdy wie, co robić.
- Zaczynałeś w kadrze z numerem piętnastym, ale ostatnio zagrałeś z dziesiątką...
- W Lille mam "dychę", zawsze lubiłem ten numer. Teraz w kadrze był wolny, więc go wziąłem. Ale gdy wróci Rafał Murawski, który wcześniej miał "10", to pogadamy. Nie jest tak, że złapałem ten numer i już mi go nie wydrą.
- W każdym meczu kadry, kiedy są przepychanki, jesteś w centrum wydarzeń. Charakter?
- Tak, taki charakter. Kiedyś, w zespole Metz do lat 17, dostałem czerwoną kartkę i pięć meczów kary. Czy zasłużyłem? Tak, ale wszyscy zasłużyli, bo doszło wtedy do totalnej bójki. Byłem jednak kapitanem, więc sędzia karę wlepił mnie. Wtrącam się, bo gdy zaczepiają kolegę z drużyny, to muszę go bronić. Nie chodzi o to, aby robić zadymę, ale trzeba pokazać rywalowi, że nie może bezkarnie ruszać nikogo z naszych. Jeśli zespół nie reaguje, gdy kolega ma kłopoty, to znaczy, że coś nie gra. Ja zawsze rzucam się na pomoc.
- W reprezentacji masz pewne miejsce w składzie, ale w klubie kłopoty...
- Nie zgadzam się z decyzjami trenera co do mnie, zimą chcę odejść. Nie mam kontraktu z Lille na wiele lat, więc nie trzeba za mnie płacić fortuny. Myślę, że 2 miliony euro wystarczą. Kilka propozycji już jest, zagram albo we Francji, albo w Niemczech, bo lubię Bundesligę.