„Super Express”: - Od kogo dowiedział się pan o powołaniu?
Mateusz Kowalczyk: - Tuż po 16.00 zobaczyłem na komórce nieznany numer. Odebrałem. „Dzień dobry, tu Kanał Sportowy. Mógłbyś się z nami połączyć za 10 minut?” - usłyszałem. Byłem zaskoczony. „A byliśmy umówieni? Bo nie wiem, o co chodzi” - zapytałem. „Jesteś powołany do reprezentacji” – powiedziano mi. „No tak, U-20!” - mówię. „No właśnie nie…”. Sprawdziłem szybko komunikat o powołaniach i… poprosiłem o 20 minut, żeby zeszło ze mnie ciśnienie (śmiech). Wciąż jeszcze dociera to do mnie bardzo powoli.
- Wyobrażam sobie, bo i rozmowę z nami przesunął pan na później…
- Tak. Bo ja naprawdę wcześniej niczego nie wiedziałem. Dopiero po ogłoszeniu powołań zatelefonował do mnie trener Rafał Górak. Przyznał, że odebrał kilkadziesiąt minut wcześniej telefon od selekcjonera z informacją o moim powołaniu! A teraz mój telefon jest gorący. Znajomi piszą, dzwonią, gratulują. A ja jestem megaszczęśliwy!
- Robert Lewandowski debiutował w reprezentacji, gdy pan miał 5 lat. A teraz ma pan się z nim spotkać, uścisnąć rękę i powiedzieć: „Dzień dobry, przyjechałem zagrać z panem w jednej drużynie”. Fajna myśl?
- Nie powiem nic odkrywczego, bo co tu powiedzieć? Spełnia się właśnie jedno z moich dziecięcych marzeń. Widzisz jakichś ludzi w telewizji, grających w topowych klubach europejskich, podziwiasz ich i nagle… dostajesz szansę trenowania z nimi. Więc czuję ogromną ekscytację, ale też jadę tam z nastawieniem, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić, że to powołanie nie jest przypadkiem.
- Następne pytanie też pewnie nie pasuje do retoryki o „szukaniu swej szansy”, ale muszę je zadać. Miał pan jako kilkulatek koszulkę „Lewego” w domu?
- Tak. Miałem może 10 lat, kiedy dostałem jego koszulkę jeszcze z Borusssii. Może nawet do dziś jest gdzieś w domu? Więc powtórzę jeszcze raz: to jest ogromne przeżycie móc spotkać tych wielkich polskich piłkarzy, trenować z nimi i być w jednej grupie. Trudno mi te wszystkie uczucia opisać tak na świeżo, ale jestem niesamowicie szczęśliwy.
- Pochodzi pan z Warszawy, więc pewnie miał pan okazję bywać na meczach reprezentacji?
- Owszem. Pierwsza moja „wizyta reprezentacyjna” na Stadionie Narodowym to towarzyski mecz ze Szkocją, przegrany 0:1 (marzec 2014 – dop. aut). Ale szczególnie zapamiętałem kwalifikacje do EURO 2016. Byłem wtedy chyba na trzech spotkaniach, łącznie z tym z Irlandią, wygranym 2:1, który dał nam awans do finałów. Emocje były wtedy niesamowite!
Kim jest Mateusz Kowalczyk? Sensacyjne powołanie Probierza do reprezentacji. W kilka tygodni podbił Ekstraklasę i serce selekcjonera
- Teraz pan – środkowy pomocnik – dostanie okazję potrenowania z Piotrem Zielińskim, z Sebastianem Szymańskim. Jak tu myśleć o skutecznej rywalizacji?
- Nie będę się zarzekać, jak to wiele mogę dać tej kadrze, a czego jeszcze jej dać nie jestem w stanie. Pojadę na zgrupowanie z nastawieniem, żeby po prostu pokazać się z jak najlepszej strony. Wszystko przede mną.
- Osobiście zna pan kogoś bliżej z tej ekipy powołanej przez trenera Probierza?
- Z Kacprem Urbańskim znam się dobrze z reprezentacji naszego rocznika. Kolejne kadry – U-18, U-19 – razem przeżywaliśmy. Fajnie, że jest w tym gronie ktoś, kto mi w tych pierwszych chwilach pomoże. Zresztą… właśnie zbieram się do tego, by do niego zadzwonić!
- Koledzy z GieKSy już ruszyli z „szyderą”?
- Tak, już „podkręcali” mnie na grupie, śmieszki były. A pewnie jeszcze trochę tego przede mną jutro (śmiech). Ale to pozytywny wydźwięk ma!
- I trzeba będzie z jakimiś ciastkami przyjechać?
- Myślę, że będzie trzeba (śmiech). Ale chłopaki cieszą się razem ze mną.
Listen on Spreaker.