Obserwowałem Santosa i podczas meczu z Czechami, i w poniedziałek z Albanią. Wściekał się, dobiegał do linii, załamywał ręce. Widziałem go też przemykającego przez strefę wywiadów na stadionie w Pradze. Samotny, ze spuszczoną głową, w otoczeniu smutnych murów podziemi stadionu. Przeżywający porażkę, jakby dumający: „W co ja się wpakowałem…”.
Polska - Albania 0:1. Wynik Polaków lepszy od gry
Brak radości z gry. To zdanie jak mantrę powtarzali reprezentanci Polski tuż po mundialu w Katarze. Taktyka zaproponowana przez Czesława Michniewicza wyjałowiała nie tylko styl gry, ale też odbierała satysfakcję z gry. Wszyscy liczyli, że po zmianie selekcjonera sposób gry kadry będzie inny, bardziej ofensywny. Właściwie głównie po to zatrudniono Fernando Santosa. Na razie zmiany nie ma, chyba że na gorsze. Jednak to jeszcze nie czas na osądzanie Portugalczyka. Po dwóch meczach sytuacja w grupie jest niezła, na pewno lepsza niż gra biało-czerwonych. Pierwsze chwile prawdy już w czerwcu, bo jeśli z Niemcami i Mołdawią znów będzie „paździerz”, kibice mogą tego nie wytrzymać.