"Super Express": - Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział ci, że w niecałe cztery lata strzelisz 100 goli w jednym z największych klubów świata, to co byś mu powiedział?
Robert Lewandowski: - Odpowiedziałbym, że to bardzo dobrze i będę się cieszył. (śmiech) Ale oczywiście tego nie zakładałem.
- Pamiętasz pierwszego gola w Borussii?
- Doskonale. To był mecz z Schalke. Wszedłem na ostatni kwadrans gry, zmieniając Kagawę. W 86. minucie strzeliłem bramkę na 3:0. Radość była niesamowita. Zresztą każde pierwsze trafienie w nowym klubie smakowało wyjątkowo. Pamiętam na przykład, jak strzeliłem debiutanckiego gola w Lechu Poznań, też bardzo się cieszyłem.
- Który z tych goli był najładniejszy?
- Ten z niedawnego meczu z Hannoverem, kiedy trafiłem do siatki po długim rajdzie, i z meczu z Freiburgiem, kiedy przerzuciłem piłkę nad bramkarzem...
"Chcieliśmy, ale nie mogliśmy", czyli polski piłkarz porażkę tłumaczy
- A najważniejsza bramka?
- Trochę ich było, a trudno wyróżnić jedną ze stu. Wybiorę... cztery strzelone Realowi w półfinale Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie oraz hat-trick w meczu z Bayernem w finale Pucharu Niemiec w 2012 roku.
- To najlepsze twoje mecze w Borussii?
- Niekoniecznie. Każdy chwali napastnika, kiedy strzela gole. A ja uważam, że rozgrywałem jeszcze lepsze mecze.
- Jak rozwinąłeś się od pierwszego do setnego gola?
- Bardzo się zmieniłem. I jeżeli chodzi o umiejętności piłkarskie, i aspekt fizyczny. Już w Lechu zacząłem chodzić na siłownię, ale w Borussii robię to jeszcze częściej. Przez ostatnie 2-3 lata wyjątkowo o to dbam. Nie tylko siłownia kilka razy w tygodniu, ale i zdrowe odżywianie. Poświęcam się temu, wykorzystuję każdą wolną chwilę. Ćwiczę i w klubie, i w domu, gdzie mam maszyny do treningu. Ale uważam też, żeby za bardzo nie przesadzić.
- Pamiętasz jeszcze, jak w Varsovii strzelałeś gole za babki z truskawkami?
- Oczywiście, piękne wspomnienia! Tata i mama zawozili mnie na treningi do Warszawy. Kiedy strzeliłem gola, dostawałem ciastko. Wspaniała motywacja! (śmiech)