„Super Express”: - Piłkarze twierdzą, że 28 lat to najlepszy wiek do gry na najwyższym poziomie. Sądzisz, że jesteś teraz na szczycie swoich umiejętności?
Robert Lewandowski: - Jeśli chodzi o umiejętności raczej tak, ale wydaje mi się, że ta piłkarska granica może pójść u mnie jeszcze wyżej. Czuję, ile w ciągu tych ostatnich kilku lat się nauczyłem. Wiem, że ciągle mam rezerwy. Szkoda, że nie nauczono mnie tego wszystkiego, kiedy trenowałem w Polsce. Ale z drugiej strony cieszę się, że ciągle widzę, że mamy rezerwy. Jestem już w takim wieku, że mam jakieś tam doświadczenie. Nie jest powiedziane, że po skończeniu 30 roku życia forma będzie spadać. Spójrzmy na Zlatana Ibrahimovicia. Ma 35 lat a jest chyba w życiowej formie.
- Czujesz, że wśród Polaków nastała moda na Lewandowskiego?
- Będąc małym chłopakiem nie miałem kogoś, na kim mógłbym się wzorować. Kogoś, kto gra na najwyższym poziomie w topowym klubie. Zdaję sobie sprawę, że kibice patrzą tak na mnie. Pokazałem, że Polak może wejść na szczyt, osiągać sukcesy. Z drugiej strony wiem, ile mnie to wysiłku kosztowało. Trzeba było skruszyć niejedną ścianę. Teraz kluby już inaczej patrzą na piłkarzy z polskiej ligi, już nie zastanawiają się, czy zapłacić za nich pół miliona euro. Spotkałem się z wieloma dyrektorami sportowymi, którzy powiedzieli mi, że jak będzie trzeba to zapłacą więcej, byle tylko nie przegapić drugiego Lewandowskiego. Na przykładzie tego, co dzieje się w Arłamowie, zdaję sobie sprawę, że nie ucieknie się od kibiców. Rozumiemy fanów, ale muszą też nas zrozumieć. Nie zadowolimy wszystkich. Nie damy każdemu autografu, nie zrobimy sobie zdjęcia. Czasami też potrzebujemy spokoju. Kibice muszą wiedzieć, że nie przyjechaliśmy do Arłamowa miło spędzić czas, tylko dobrze przygotować się do Euro. Bo koniec końców to na treningach musimy się skupić. A ta cała otoczka? W każdym kraju, który występuje na Euro, jest wielkie zainteresowanie. My wszystko, co się dzieje wokół kadry, odkładamy na bok. Nawet jak odmówimy kibicom autografu czy zdjęcia, to muszą nas zrozumieć. Bo my nie musimy, to podstawowa sprawa. My możemy to zrobić.
- Masz poczucie, że musisz wygrać coś z kadrą, żeby zyskać miano najlepszego piłkarza w historii reprezentacji Polski? Podobno sławę zdobywa się w klubie, ale bohaterem zostaje się w drużynie narodowej.
- Gra dla klubu i reprezentacji to zupełnie coś innego. Tu nie ma się co oszukiwać: w reprezentacji grasz dla kraju, kibiców, ludzi mówiących w twoim języku, wychowanych tam gdzie ty. To nie jest tak, że ja muszę. Tak zacząłem podchodzić na przykład do Ligi Mistrzów. Trudno, zdarzyło się, przegrana w półfinale boli, ale świat się nie zawalił. Może kiedyś się uda, a jak nie – to znów powiem trudno. Trzeba będzie żyć dalej. A wracając do reprezentacji. My chcemy, ale nie musimy. Bo jak ktoś musi, to ciężej jest coś wykonać. Nie możemy zapominać, że my nie jesteśmy faworytem naszej grupy. Jeśli spojrzymy na ranking FIFA, to my atakujemy z czwartego miejsca w tej grupie, bo przecież jesteśmy nawet za Irlandią Północną. Mam oczywiście nadzieję, że po Euro ten ranking się przewróci do góry nogami, ale podchodźmy do tego wszystkiego z chłodnymi głowami. Kilka razy byliśmy ostatnio na wielkich turniejach po wygranych w fajnym stylu eliminacjach. Potem przychodził turniej, emocje, presja i nie wszystko funkcjonowało tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Twardo stąpamy po ziemi i skupiamy się na kolejnym kroku.
- Ale z drugiej strony wiwatujący za twoim oknem w Arłamowie kibice wierzą, że Polska zajdzie nawet do finału.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale my podchodzimy do wszystkiego realnie. Kibic myśli sercem, a my musimy głową. Nie możemy zastanawiać się, co będzie za trzy tygodnie, ale jutro. My nie jesteśmy od wyobrażania sobie gry w finale. My mamy zrealizować to co powinniśmy. Powinniśmy pozostać na ziemi.
- Czy pracujesz z psychologiem?
- Pracuję z grupą ludzi, wśród nich jest osoba, która mi pomaga w tym kontekście. Ta osoba nie chciała, żebym o niej mówił.
- Co dla ciebie będzie sukcesem na Euro?
- Wszystko, co będzie się działo po wyjściu z grupy. A każda kolejna runda będzie jeszcze większym sukcesem. Szczerze? Ja nie lubię rozmawiać o tym, co będzie sukcesem. Ja lubię go osiągać.
- Widziałeś mecz Irlandii Północnej z Białorusią?
- Nie, ale zrelacjonowano mi jego przebieg. Zdaję sobie sprawę, że to drużyna, która za bardzo nie gra w piłkę. Są jeszcze bardziej agresywni niż Szkoci i Irlandczycy. Musimy wiedzieć, że może być nam jeszcze ciężej. Ważne będzie zbieranie długich piłek. Powinniśmy pokazać naszą jakoś i nie możemy tracić głowy. Nawet pomimo tego, że Irlandia będzie próbowała nas prowokować.
- Powiedziałeś, że dobrze, iż możecie, a nie musicie. Czy podczas Euro 2012 problemem było to, że musieliście?
- Myślę, że tak. Ale wynik na Euro 2012 wpłynęło na kilka czynników. Nie wiem, czy presja, czy po prostu umiejętności. Albo ich brak. Mieliśmy wszystko we własnych nogach. Powinniśmy wygrać mecz z Grecją. Prowadzisz 1:0 do przerwy, jesteś lepszy, musisz to wygrać. Chyba za bardzo chcieliśmy, żeby już po pierwszym golu ten mecz się zakończył. Nie mieliśmy genu zdobywania bramek. Brakowało nam tej pazerności na coś więcej. Jeśli na takich turniejach nie wykorzystujesz sytuacji, zawsze wszystko odwraca się w drugą stronę. Widocznie nie byliśmy gotowi na to wyjście z grupy. Bo jeśli w pierwszym meczu coś takiego się zdarza, to o czymś to świadczy.
- Co powiesz przed Euro na przykład Piotrkowi Zielińskiemu, który debiutuje na tak dużej imprezie?
- Żeby się bawił, żeby zapomniał, że to wielki turniej. Musi cieszyć się grą, to jest najważniejsze.
- Co się zmieniło przez te cztery lata?
- Poszczególni piłkarze kadry bardzo się rozwinęli. Ale przede wszystkim zmieniliśmy grę taktyczną. Łatwiej nam atakować, stwarzamy więcej sytuacji. To następstwo tego, że jest więcej zawodników w polu karnym przeciwnika. Ale poza tym lepiej bronimy.
- Doceniasz pracę i myśl taktyczną Adama Nawałki?
- Tak. To już nie jest tak, że jakoś to wyjdzie. Mamy jakiś pomysł na kreowanie sytuacji. Czasami jak te schematy funkcjonują, to łatwiej jest wykonywać wszystkie boiskowe zadania. Wcześniej tych pomysłów na grę było nieco mniej. A jak to nie wychodziło, to ciężko było wymyślić coś nowego, dodatkowego. A teraz wiemy, co mamy grać. Choć zdajemy sobie też sprawę, że ciągle musimy coś poprawiać, udoskonalać. Ale zawsze lepiej jest atakować z pomysłem, niż w stylu „jakoś to wyjdzie”.
- Trener Nawałka dużo mówi o stałych fragmentach gry. Kto ma więcej wariantów przygotowywanych na mecz: Bayern Monachium czy reprezentacja Polski?
- No my z tymi stałymi fragmentami w Bayernie za dobrze nie staliśmy (śmiech). W reprezentacji bardzo dużo nad tym pracujemy. Jest dużo wariantów. W eliminacjach przynosiły nam bramki i punkty. Nie jesteśmy drużyną, która nie potrzebuje stałych fragmentów, bo i tak coś strzeli. To może nam ułatwić grę. Nawet jak stały fragment nie zakończy się bramką, to też nie oznacza, że nie jest przydatny. Piłka nożna teoretycznie jest grą prostą, a jeśli doda się do tego coś ekstra, coś co się ćwiczyło, to mogą być niesamowite efekty.
- A gdybyś miał wybrać jeden mecz definiujący tę reprezentację, to który by to był?
- Może mecz z Gruzją w Warszawie. Prowadzimy 1:0, gra się nie układa. Ale nie próbujemy bronić tego wyniku. Atakujemy i nagle mecz kończy się wynikiem 4:0. Nie było tak, że jest 2:0 i myślimy „dobra, wystarczy”, tylko próbujemy wycisnąć z tego co się da. Jesteśmy pazerni, ciągle chcemy więcej. Z kolei mecz z Irlandią pokazał, że nie załamujemy się. Strzeliliśmy bramkę, oni szybko odpowiedzieli, a my nie zaczęliśmy wariować, tylko konsekwentnie graliśmy to, co zakładaliśmy przed meczem. Potem mogliśmy już grać bardziej asekuracyjnie, a Irlandia nie miała dobrych sytuacji do strzelenia gola.
- Na co najbardziej trzeba uważać na Euro?
- Musimy się wystrzegać na Euro głupich błędów. Takich, jakie popełnialiśmy choćby w meczu z Grecją na Euro 2012. To może słono kosztować. Najlepiej, gdybyśmy my wykorzystywali te błędy przeciwnika.
- Na Euro nie będzie zespołów o niskich umiejętnościach. Czy w związku z tym najbardziej liczyć będą się charakter, determinacja i ambicja?
- Odróżniać nas będą małe detale, szczegóły. I my zaczęliśmy na to zwracać uwagę. Podam przykład. Na treningu mamy ćwiczenie z prostymi, jakby się wydawało, podaniami. My nie robimy tego, żeby tylko zrobić, ale jak masz 100 takich podań, to 100 ci musi dobrze wyjść. Nie mówię już o szczęściu, elemencie przypadku, czy innych czynnikach. Ale te detale różniące drużyny decydują o tym, kto wygrywa.
Arłamów, Przemysław Ofiara