Cztery razy Szczęsny próbował wykorzystać wiedzę o tym, jak wykonują „jedenastki” walijscy egzekutorzy, i cztery razy zrobili to zupełnie inaczej niż zawsze. - Było czuć, że Wojtek jest zły na to, że szedł w innym kierunku – mówił przed kamerami TVP po szczęśliwym zakończeniu Lewandowski. On i Szczęsny znają się jak łyse konie i wzajemnie doskonale „czytają” swe nastroje.
- Pomyślałem sobie w tym momencie: „Wojtek, ile mamy czekać, czas na Twoją kolej?” - „Lewy” żartobliwie relacjonował towarzyszące serii karnych emocje. - Uznałem, że najwidoczniej go deprymuję, patrząc na jego interwencje. Przeleciała mi przez głowę myśl: „Może kiedy się odwrócę, coś obroni?” - dodawał kapitan polskiej kadry. I tak zrobił przed strzałem Daniela Jamesa. - Człowiek zawsze mocno wierzy, że szczęśliwy moment nadejdzie i Wojtek obroni właśnie TEN karny – wyjaśniał „Lewy”.
Co było dalej – wiemy doskonale. Telewizyjne kamery utrwaliły też fakt, że Lewandowski nie był jedynym Polakiem, który w momencie uderzenia Walijczyka nie spoglądał w kierunku bramki. Głowę odwrócił również Bartosz Slisz, ale on znacznie szybciej od naszego supersnajpera zareagował wybuchem euforii na skuteczną interwencję Szczęsnego.
„Robert nigdy nie widzi, jak dobre rzeczy robię. Dlatego myśli, że taki słaby jestem...” – ze śmiechem komentował zachowanie przyjaciela bramkarz Biało-Czerwonych. Tak naprawdę jednak cała sytuacja dobitnie pokazała, z jak wielkimi emocjami mierzyć się muszą reprezentanci, a zwłaszcza liderzy kadry. - Droga ze środka boiska do 11. metra jest bardzo długa, a bramka z każdym krokiem się zmniejsza – kreślił obraz tych emocji Lewandowski. - Na szczęście chłopaki dali radę, a Wojtek obronił!