"Super Express": - Przede wszystkim - jak się czujesz?
Robert Lewandowski: - Przez pierwszych parę minut po wybuchu nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje. Nic nie słyszałem, ale powoli dochodziłem do siebie. Na szczęście nic wielkiego się nie stało. Petarda wybuchła naprawdę blisko. I nie chodziło tylko o dźwięk, zadziałało to także na oczy. Potrzebowałem paru minut, by móc znów grać. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Szczególnie że to nie była raca, która zaraz by się wypaliła, ale petarda. Nie wiadomo, jak może skończyć się taki wybuch. Sędzia powiedział mi, żebym wziął sobie tyle czasu, ile potrzebuję i wrócił do gry, jak będę gotowy.
- Kontrolujecie już sytuację w grupie?
- Bardzo ważny będzie wyjazdowy mecz z Czarnogórą w marcu. Musimy się przygotować na kolejne spotkanie w gorącej atmosferze. Czarnogórcy będą chcieli grać na pewno agresywnie, ale my musimy zachować chłodne głowy. Mamy przykład meczu z Kazachstanem, kiedy daliśmy się podpuścić i później przez to straciliśmy punkty. W piątek w Bukareszcie wyglądało to natomiast wzorowo.
- To najlepszy wyjazdowy mecz kadry od lat?
- Wygraliśmy niedawno na wyjeździe z Gruzją 4:0, ale ranga przeciwnika była zupełnie inna. Poza tym w tamtym meczu strzelaliśmy gole ze stałych fragmentów, a tutaj z akcji. Powinniśmy teraz iść za ciosem. Nie możemy spocząć na laurach, tylko iść dalej i być przygotowanym na to, że kolejny mecz może być jeszcze cięższy.
- Awansowałeś na trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii reprezentacji Polski. Wyprzedziłeś Kazimierza Deynę.
- Jeszcze jest trochę tych bramek do odrobienia (śmiech). Na pewno cieszę się, że jestem na podium, ale w tej chwili ważniejsze jest to, że zwyciężyliśmy. Przed nami jeszcze dużo meczów i dużo punktów do zdobycia. Mam nadzieję, że meczem z Czarnogórą przybliżymy się do awansu. Nie możemy jednak przespać tej zimy. W marcu znów musimy pokazać naszą mądrość i piłkarską jakość.