"Super Express": - Kamień spadł ci pewnie z serca. Długo czekałeś na te bramki...
Ebi Smolarek: - Jestem szczęśliwy, bo odzyskałem skuteczność w najbardziej odpowiednim momencie. My nie wygraliśmy z małym zespołem, pokonaliśmy Panathinaikos, który w Grecji jest gigantem, a i w Europie muszą się z nim liczyć. Teraz o moich bramkach mówi cała piłkarska Grecja, miło znów być w centrum zainteresowania, czuć, że to wszystko wraca na właściwe tory. Dla Panathinaikosu to dopiero druga porażka w tym sezonie, a pierwsza u siebie, więc jest się z czego cieszyć.
Przecyztaj koniecznie: Robson wierzy w Kuszczaka
- Obie bramki zdobyłeś w podobny sposób, strzałami z pola karnego.
- Wraca mi czucie piłki. Zawsze znany byłem z tego, że potrafię się znaleźć w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu. Większość moich bramek pada właśnie w ten sposób. Nie trafiam do bramki z 35-40 metrów, najsilniejszy jestem w polu karnym. I tą bronią pokonałem Panathinaikos. Kavala jest teraz na ustach greckich kibiców, po powrocie fani czekali na nas na lotnisku i długo skandowali moje nazwisko. To sprawia, że znów czuję się dobrze, choć chęci i radości gry w piłkę nigdy nie straciłem. Mam 29 lat, jeszcze mogę sporo zrobić.
- Kavali pomogła chyba zmiana trenera...
- Tak, mamy nowego szkoleniowca, Aada de Mosa (63 l.). To Holender, więc rozumiem go bez problemu (śmiech). Właśnie kogoś takiego potrzebowaliśmy. Bo wcześniej mieliśmy dobrych piłkarzy, ale nie mieliśmy dobrego zespołu. A teraz rozumiemy się coraz lepiej. Koledzy już wiedzą, gdzie mnie szukać na boisku, najlepiej, gdy "kręcę się" w polu karnym i tam zaczynają mi posyłać piłki. A ja już wiem, co z nimi robić (śmiech).
- Wielki mecz z Panathinaikosem to też pierwszy krok, jeśli chodzi o powrót do kadry...
- Tak to traktuję. Rozumiem trenera Smudę, że do tej pory nie stawiał na mnie, skoro przez długi czas nie miałem klubu. Ale teraz już mam, zaczynam strzelać i z wielką chęcią wrócę do kadry.
- A jak się zaaklimatyzowałeś w Kavali?
- Bez problemu. Niektórzy mówią, że Kavala to greckie Monaco i coś w tym jest, bo bardzo tu ładnie. Miasto duże nie jest, ale mi odpowiada, nie ma takiego zgiełku, jak w Atenach. No i ważne, że plany są ambitne. Prezes zapewniał mnie, że szybko mamy się stać jedną z głównych sił w greckiej piłce. Podpisuję się pod tymi planami obiema rękami.