"Super Express": - Błąd z pierwszej połowy dał ci dodatkową motywację?
Łukasz Piszczek: - Gol dla Mainz padł z mojej winy, bo rywal "przeczytał" moje zagranie i przejął piłkę. W trakcie meczu starałem się tym błędem nie przejmować, ale w podświadomości tkwiło, że zawaliłem bramkę. Dlatego chciałem dać z siebie poźniej jeszcze więcej niż normalnie, żeby to odrobić.
- Na gola w barwach Borussii musiałeś czekać do 40. występu w lidze w barwach Borussii...
- Nie przywiązywałem do tego większej wagi. Jestem obrońcą i przede wszystkim mam bronić. A jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, że mogę asystować lub strzelić, staram się wykorzystywać okazje. W sobotę tak się stało. Nie była to łatwa pozycja, strzelałem z daleka. Uderzenie nie było mocne, ale piłka jakoś wpadła do bramki.
- Załamałeś chyba tą bramką nowego kolegę z reprezentacji. Eugen Polanski z Mainz zagrał przyzowicie.
- Były tak duże emocje i tak cieszyliśmy się po meczu, że nawet z nim nie rozmawiałem. Wiem, jak się mógł czuć, bo tydzień wcześniej ja czułem się podobnie, gdy mecz w Hannowerze przegralismy w ostatnich czterech minutach. To boli, ale za tydzień drużyna Mainz może sobie to odbić.
- Dla ciebie miniony tydzień był udany. Najpierw decyzja Związkowego Trybunału Piłkarskiego i zawieszenie 6-miesięcznej dyskwalifikacji. W sobotę ważny gol i zwycięstwo.
- Wyszło fajnie, ale muszę powiedzieć, że ten tydzień był ciężki dla mnie. Przecież nawet mecz z Mainz zaczął się dla mnie źle. A co do zamieszania wokół mnie poza boiskiem? Nie ukrywam, że miało ono wpływ na mnie, również na moje życie prywatne. Ale gdy wychodziłem na boisko, starałem się nie myśleć o tych problemach i koncentrowałem się na grze. Myślę, że w miarę mi się to udawało. Cieszę się, że mam to już za sobą.
- Przed wami środowy mecz z Olimpique Marsylia w Lidze Mistrzów. Z jakimi nadziejami jedziecie do Francji?
- Chcemy zdobyć jakieś punkty. Podbudowało nas zwycięstwo z Mainz, do kadry wracają kontuzjowani piłkarze, więc można być optymistą.