"Super Express": - Jak dowiedziałeś się o chorobie?
Iwan Todorow: - Regularnie ćwiczyłem na siłowni. Miałem bardzo wysportowane ciało aż w pewnym momencie... Właśnie podczas zajęć na siłowni przed trzema lata poczułem kłucie w prawej nodze, tuż za kolanem. Przeszedłem badania. Zrobiono biopsję. Po niej dowiedziałem się, że to nowotwór łagodny.
- Jak przebiegało leczenie?
- Miałem dwie operacje w Bułgarii. Podczas pierwszej został usunięty guz. Tyle, że po pół roku w tym samym miejscu znowu się pojawił. Tym razem okazało się, że nowotwór jest złośliwy. Ponownie byłem operowany. Jeden z najlepszych onkologów w Bułgarii doradził mi amputację nogi. Nie przyjąłem tego do wiadomości. Wstałem, wziąłem całą dokumentację i wyszedłem z jego gabinetu. Wierzyłem, że moja prawa noga może zostać uratowana i będę mógł normalnie funkcjonować.
- Co zrobiłeś potem?
- Szukałem ratunku... Pojechałem do Turcji, gdzie poddałem się bardzo skomplikowanej operacji. Trwała szesnaście godzin. Wstawiono mi wtedy specjalny wkład w nodze, a skórę lekarze wzięli... z moich pleców. W operowanej nodze nie mam mięśni. Dlatego jest ona chudsza. Poruszam się o kulach. Tak wygląda moja walka o życie.
A co jeśli Legia zostanie mistrzem Polski w Poznaniu? Czy warszawianie dostaną medale na Bułgarskiej?
- Na początku roku byłeś w Chinach. Z jakim skutkiem?
- To prawda. Leczyłem się w szpitalu w Guangzhou. Spędziłem tam w izolacji 52 dni. Byłem sam, bez rodziny, bez przyjaciół, bez znajomych z Bułgarii. To był bardzo trudny czas dla mnie. Tyle czasu w samotności. Opisywałem swoje uczucia w mediach społecznościowych. Teraz jestem w Bułgarii, gdzie przechodzę okres rehabilitacji. Po 4-5 miesiącach znowu muszę pojechać do Chin, gdzie w ciągu dwóch tygodni mam się poddać immunoterapii. Ta procedura będzie kosztowała dziesięć tysięcy dolarów. Nadal walczę o życie. I zapewniam, że nie poddam się. Wierzę, że futbol dał mi siłę i waleczność, aby przezwyciężyć chorobę. W ciągu ostatnich miesięcy straciłem rodziców. Zmarli na raka. Ich strata to dla mnie ogromny cios. Ale nie załamałem się.
- Po powrocie z Chin założyłeś fundację „Iwan Todorow”. Jaki jest jej cel?
- Zdałem sobie sprawę, że żyję tylko dzięki ludziom, którzy pomogli mi pojechać najpierw do Turcji, a potem do Chin. Wspierali mnie na każdym kroku. Każda z tych osób o wielkich serach ma wkład w tej mojej walce z chorobą. Nie ma znaczenia, kto jaką kwotą mnie wspomógł. Właśnie te gesty miłości zmotywowały mnie do stworzenia fundacji. Ludzie mówili mi: „Bądź zdrowy. Chcę widzieć tego Iwana, którego znałem wcześniej”. Chcę pomagać innym, nie tylko sobie. Chcę pomagać ludziom, którzy są w podobnej sytuacji, obojętnie czy pomogę pieniędzmi, radą czy załatwieniem kontaktu z lekarzami.
- Twoja fundacja wystawiła na aukcję m.in. koszulki znanych piłkarzy. W jaki sposób stałeś się ich posiadaczem?
- W tym momencie chciałbym opowiedzieć o wielkim człowieku, który mi je przekazał. Znacie go, bo grał w Polsce, w Legii Warszawa. To Michaił Aleksandrow, mój przyjaciel z dzieciństwa. Łączy nas to, że urodziliśmy się tego samego dnia: 11 czerwca. „Miszo” zadzwonił do mnie i zaoferował pomoc. Podarował mi kolekcję 88 piłkarskich koszulek. Wiem, że wiele dla niego znaczą. Mimo to zdecydował się przekazać je na licytację.
Cristiano Ronaldo wziął ŚLUB w tajemnicy? Georgina pochwaliła się ZJAWISKOWYM pierścionkiem
- Jakie koszulki trafiły na licytację?
- Dla mnie wszystkie z nich są cenne, gdyż są darem. Oczywiście bardzo cenna jest ta od Cristiano Ronaldo, którą "Miszo" dostał po meczu Ligi Mistrzów. Jest też koszulka Messiego, Modricia, Hazarda, Javiera Hernandeza, Jordana Hendersona i wielu innych gwiazd światowego futbolu. Mam również koszulki od bułgarskich legend: Christo Stoiczkowa, Dimitara Berbatowa czy Stiliana Petrowa.
- Czy są polskie akcenty?
- Oczywiście, że są i polskie wątki. Jest m.in. koszulka Bartosza Bereszyńskiego z reprezentacji Polski, Damiana Dąbrowskiego z okresu gry w Cracovii, Lubomira Guldana z Zagłębia Lubin. Zachęcam do licytacji polskich kibiców na stronie fundacji. Licytacja będzie trwała do 15 lipca. Trener Iwajło Petew wysłał mi koszulkę Jagiellonii Białystok z autografami całej drużyny. Mam nadzieję, że każdy sympatyk futbolu - obojętnie czy z Bułgarii, czy z Polski znajdzie coś dla siebie i wspomoże fundację.
- Porozmawiajmy o twoich występach w Polsce. Przed trzynastoma laty w Wigrach Suwałki grałeś m.in. z braćmi Łukaszem i Rafałem Gikiewiczami. Jak wspominasz pobyt w polskim klubie?
- Rafał był bardzo ambitnym i pewnym siebie młodym bramkarzem. To zaprowadziło go do Bundesligi. Na treningach często między nami iskrzyło. Nie oszczędzaliśmy się, kłóciliśmy się, ale poza boiskiem podawaliśmy sobie ręce i nie mieliśmy problemów. Muszę przyznać, że na początku trochę mnie zmartwiło, gdy do Wigier dołączył Łukasz. Był dla mnie konkurentem do gry w ataku. Na rywalizacji między nami skorzystała drużyna. Z Łukaszem przekomarzaliśmy się, który z nas jest lepszym napastnikiem (śmiech). Później spotkałem się z nim w Bułgarii, gdy trafił do Lewskiego Sofia.
Kamil Grosicki przestał grać. Jego trener wszystko wyjaśnia
- Co łączy cię z braćmi Gikiewiczami?
- Mają mentalność zwycięzców. Walczą, nie odpuszczają, nie poddają się. Ja też taki jestem. Na przykład w Wigrach założyłem się z nimi o to, że dam radę poprowadzić trening po polsku. Chyba nie było aż tak źle, bo po zajęciach drużyna biła mi brawo. Pochwalił mnie nawet trener Zbigniew Kaczmarek, który nie był skory do komplementów.
- Co jeszcze możesz powiedzieć o występach w Wigrach?
- Zawsze mogłem liczyć na pomoc ze strony prezesa. Dariusz Mazur był dla mnie jak ojciec, jest moim przyjacielem. Zawsze mogłem się do niego zwrócić w każdej sprawie. Marzył, aby w Suwałkach była dobra drużyna. Pamiętam, że poprosiłem go, aby załatwił mi... łóżko. Spełnił moją prośbę.
- Podobno w oryginalny sposób podziękowałeś prezesowi.
- Podziękowałem wygraną i bramkami (śmiech). Pokonaliśmy u siebie Orzeł Kolno 3:0, a ja w trzy minuty strzeliłem dwa gole. Pod koszulką miałem założony biały T-shirt, na którym widniał napis „Dziękuję DM”. Prezes siedział wtedy na trybunie i pewnie rozbawiła go taka forma podziękowań z mojej strony (śmiech).
Były trener Piątka zdradził BRUTALNĄ PRAWDĘ. To wyjątkowo SMUTNE wyznanie
- Po rocznym pobycie w Polsce wróciłeś do Bułgarii. Podróżowałeś z...
- ...prezesem Wigier. Darek powiedział, że nigdy nie był w moim kraju. Zadeklarował, że zawiezie mnie do domu, a przy okazji spędzi wakacje nad Morzem Czarnym. Pomaga mi w każdym projekcie. Teraz dostałem od niego koszulkę Wigier z moim nazwiskiem.
Licytacja koszulek odbywa się TUTAJ