Kryscina Cimanouska najważniejszego wyboru w życiu dokonała osiemnaście miesięcy temu. Kiedy władze Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego z igrzysk w Tokio chciały odesłać ją do ojczyzny – powodem była odmowa startu w sztafecie 4x400 m, mimo propozycji ze strony wielu krajów zachodnich zdecydowała się wystąpić o azyl w Polsce i otrzymała wizę humanitarną. 4 sierpnia 2021 sprinterka wylądowała na lotnisku w Warszawie. - Tęsknię za najbliższymi, tym bardziej, że i mama, i tata – o dziadkach nie mówiąc – chorują – mówiła „Super Expressowi” po swym pierwszym oficjalnym starcie na polskiej ziemi, w Memoriale Kusocińskiego w czerwcu 2022.
Dziś Kryscina ma już polskie obywatelstwo, świetnie mówi też w naszym języku. Wciąż jednak nie może wystartować pod biało-czerwoną flagą w zawodach międzynarodowych. - Czekam wciąż na odpowiedź światowej federacji lekkoatletycznej w tej sprawie – mówiła sprinterka w specjalnym programie „Rok wojny”. Bardzo wierzy, że wkrótce wszystkie wątpliwości zostaną wyjaśnione, a ona zdoła wywalczyć sobie prawo reprezentowania Polski najpierw w mistrzostwach Europy, potem w czempionacie globu, wreszcie na wymarzonych igrzyskach (bo w Tokio od Białorusinów takiej okazji nie dostała).
Cimanouska – choć pochodząca z Białorusi – ma bardzo jednoznaczne zdanie na temat startów swych (byłych) rodaków na międzynarodowych arenach. - Wszyscy ci sportowcy, którzy – jak ja – nie chcieli startować dla reżimu Łukaszenki, już z Białorusi wyjechali. Ci, którzy tam zostali, są za Łukaszenką i za wojną – tłumaczy zawodniczka. I deklaruje twardo: - Ja bym nie chciała z nimi startować, rywalizować w żadnych zawodach!