Grali ze sobą warszawski wicelider tabeli, który na półmetku sezonu miał na koncie ledwie 2 porażki w 15 meczach, oraz odbudowująca się mozolnie Zaksa – wielka firma polskiego volleya, która w poprzednich rozgrywkach przeżyła koszmar sportowy. Kędzierzynianie, którzy potrafili już w obecnej edycji PlusLigi ograć lidera i mistrza Polski, Jastrzębski Węgiel, tym razem jakby nie dojechali na mecz w swojej hali. Byli nieskuteczni w ofensywie, ich lider Bartosz Kurek skończył tylko 4 z 16 ataków (zdobył ledwie 4 pkt), do tego zupełnie nie siedziała im zagrywka. Projekt z kolei pokazał to, z czego jest znany, to znaczy bardzo wyrównany skład i brak słabych ogniw. Dominował w przyjęciu i ataku.
Gwiazdor kadry Grbicia potrzebuje pilnej operacji. To koniec sezonu dla Pawła Zatorskiego
Błyszczał Artur Szalpuk, przyjmujący stołecznej ekipy, który zaliczył znakomite zawody: przy 13 zdobytych punktach miał prawie 80-procentową skuteczność. Zasłużenie więc odebrał nagrodę MVP.
Czekali aż zaczną strzelać zagrywką
– Myślę, że zagraliśmy równo, na wysokim poziomie, od początku do końca – powiedział rozgrywający gości Jan Firlej. – Zaksa nie mogła się wstrzelić na zagrywce tak jak potrafi. Myśmy byli na to bardzo uczuleni, że oni to umieją, strzelają serwisem, mają potencjał żeby odpalać. Czekaliśmy kiedy zaczną, ale nie zrobili nam krzywdy. Utrzymywaliśmy nieźle ich zbicia w boisku. Zagraliśmy dobrze, bez falowania jak w ostatnich meczach. Ale możemy grać lepiej.
Projekt ma więc w dorobku w tym sezonie dwa starcia z Zaksą w rundzie zasadniczej PlusLigi i w żadnym nie stracił nawet seta. Kolejne spotkanie tej pary będzie miało miejsce w drugiej połowie lutego 2025 r. w ćwierćfinale Pucharu Polski. Czego spodziewa się wtedy Firlej?
– Nastawiam się na wielkie grzmoty – podkreśla. – To będzie inny ciężar gatunkowy. Po stronie Kędzierzyna jest masa klasowych graczy, którzy potrafią udźwignąć takie granie, ale my się nie boimy, jesteśmy zwarci, trenujemy i chcemy podnosić formę cały czas.