Gdy polską kadrę obejmował Stefan Horngacher, to miał tylko jedno zadanie – pomagać najlepszym zdobywać medale. Austriak był w tym skuteczny, ale nie zwracał uwagi na resztę. Thurnbichler ma pracować inaczej. Na jego talencie i trenerskich wizjach mają skorzystać całe polskie skoki.
– Stefan nigdy nie mówił, że zbuduje nam świetny system. Widać to było po jego pracy. Zawsze starał się zapewnić najlepsze warunki dla naszej czołówki, by walczyła o medale. Nigdy nie współpracował z trenerami klubowymi, ma też dosyć ciężki charakter. On pracował z zawodnikiem, Thomas pracuje z innymi trenerami. Nie jest tak, że przygląda się każdemu, bo ma zespół trenerski. Patrząc na wszystko trochę z boku, stara się znaleźć różnice i podpowiada – mówi Winkiel.
Efekty przyszły szybko. Kubacki jest liderem PŚ, Żyła i Stoch wrócili do czołówki, a kolejnym wyzwaniem jest dokooptowanie reszty. – Najtrudniejszym zadaniem, które postawiliśmy przed Thomasem, była budowa systemu. A raczej zmiana tego, który stworzył Horngacher. Pomysł Thomasa jest realizowany w oparciu o trenerów bazowych. Powolutku zaczyna działać. Skoro pierwsze strzelby skaczą, to przed nami najtrudniejsze dwa lata, podczas których zbudujemy podwaliny tego systemu, który będzie funkcjonował przez dwa lub trzy cykle olimpijskie – dodał sekretarz PZN, który jednak zaprzecza jakoby Horngacher zostawił po sobie spaloną ziemię. – Mamy Pawła Wąska, Janka Habdasa, Klemensa Joniaka, Wiktora Szozdę, pojawiają się młodzi. Dawid Kubacki wchodzi w optymalny wiek. Nie ma paniki. Żal jednej generacji, która cierpiała, bo nie współgrała z myślą szkoleniową Stefana i to są chłopaki, którzy muszą się odbudować, by w wieku ok. 30-32 lat wrócić na najwyższy poziom. Dawid pokazuje, że to zawsze może przyjść trochę później – dodał.
Apoloniusz Tajner liczy na dalekie loty Kubackiego do końca sezonu: - Dawid nie odstaje od Graneruda