„Super Express”: - Dlaczego wybrałeś powrót do Molde? Miałeś jeszcze jakieś inne propozycje ostatnio?
Daniel Chima Chukwu: - Miałem, ale muszę koniecznie wrócić do gry i odbudować karierę, więc doszedłem do wniosku, że Molde - miejsce, w którym czuję się jak w domu - będzie do tego najlepsze. Prawdą jest, że interesował się mną również Brann Bergen, ich przedstawiciele byli nawet w Warszawie, aby ze mną porozmawiać, ale zarówno ja, jak i Legia woleliśmy Molde. Ostatnio miałem też możliwość powrotu do Chin albo pójścia do Turcji. Ale, jak mówię, potrzebuję miejsca, w którym ktoś mi w pełni zaufa. A jeszcze grając w Chinach, usłyszałem od ludzi z Molde, że drzwi tego klubu są dla mnie cały czas otwarte. To tam przecież spędziłem najlepsze chwile w karierze. A teraz znów przez te drzwi przeszedłem. A cele? Mój osobisty to powrót do regularnej gry. Chcę pomóc Molde wrócić tam, gdzie jest miejsce tego klubu, czyli na norweski szczyt.
- A dlaczego tak źle poszło ci w Legii? Nadzieje związane z twoim przyjściem tutaj były ogromne…
- Szczerze? Nie mam pojęcia czemu aż tak źle to wyszło. Nie wiem. Pewnie potrzebowałem więcej czasu na adaptację, może trochę więcej zaufania. Przychodziłem z zupełnie innej ligi, z Chin. Adaptacja w zupełnie innym kraju zawsze zabiera trochę czasu. Przytrafiła mi się też kontuzja, nie szło to od samego początku. A potem jedna sprawa nakładała się na drugą. Nie grasz, tracisz zaufanie trenerów, które potem ciężko odzyskać. Nie chcę nikogo oskarżać, źle się to poukładało, może jednak trochę więcej szans gry by mi się przydało. Tyle, że to już przeszłość, zamknięty rozdział. Ale dla mnie było honorem zostać zawodnikiem Legii. Nawet jeśli na krótko i z nie najlepszym skutkiem.
- No właśnie. A jakie były twoje relacje z kolegami z drużyny?
- Bardzo dobre, a już najlepsze z Arkiem Malarzem. Opiekował się mną, sprawdzał jak się czuję… Inni zresztą też. Nie grałem, a podchodzili, klepali mnie po plecach i mówili: „Daniel, spokojnie, jeszcze zagrasz". Nie miałem w szatni żadnych problemów. Odebrałem od kolegów mnóstwo oznak sympatii.
- A z działaczami jak się układało? W prasie pojawiały się artykuły o twoich wysokich zarobkach. Czy był w klubie poruszany ten temat?
- Nie. Miałem spotkanie z władzami Legii, ale rozmowy dotyczyły tego, że dla dobra mojej kariery byłoby dobrze odejść, żeby grać. Nikt jednak nie poruszał aspektu finansowego, to znaczy nie wytykał mi pensji. A co do artykułów, gdzie pisano o moich zarobkach. Od prasy trzymałem się tu raczej z daleka. Dla mnie liczy się to, co mi ktoś powie w twarz. A w Legii nikt mi niczego pod tym względem nie wypominał.
- Jakiś czas temu pojawił się artykuł na nigeryjskim portalu, w którym napisano, że Chukwu nie gra w Legii przez rasizm...
- Nie miałem z tą publikacją nic wspólnego! Dowiedziałem się od niej od ludzi z Legii, którzy do mnie zadzwonili w celu wyjaśnienia sprawy. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie udzielałem żadnego wywiadu na ten temat. I dziś mogę powtórzyć: absolutnie nic takiego w klubie nie miało miejsca.
- A poza klubem? Mam nadzieję, że również nie…
- Nawet gdyby coś takiego się zdarzało, to mam zasadę, że nie zwracam na to uwagi. Bo gdybym coś uznał za rasizm i reagował, to bolałoby mnie bardziej. „Olewam” takie sprawy.
- Co do twojej przyszłości, pojawiły się niedawno informacje, że na pewno zostaniesz w Warszawie na dłużej, bo masz tu polską dziewczynę i kupiłeś mieszkanie w stolicy…
- Zgadza się tylko część dotycząca mieszkania. W trakcie kariery dość już się nawynajmowałem różnych mieszkań, więc chciałem mieć coś swojego. I kupiłem lokum w Warszawie. Teraz będę musiał usiąść z rodziną i zastanowić się co z nim zrobić skoro przeniosłem się do Norwegii. Natomiast nie mam polskiej dziewczyny.
- A jak to było z tym pomyleniem przez ciebie stadionów? Podobno wybierałeś się na Legię, a wylądowałeś na Narodowym…
- To był drugi dzień mojego pobytu w Polsce. Chciałem pojechać z domu na Legię, ale przecież nie znałem jeszcze miasta. Nie znam też języka polskiego, więc poprosiłem przechodnia, aby wpisał mi adres stadionu w gps. Wpisał, ale okazało się, że adres Narodowego. Zorientowałem się, kiedy byłem już na miejscu. Po prostu jechałem, słuchając gps. Pod Narodowym inna osoba wpisała mi już adres właściwego stadionu i za chwilę byłem na Legii. Ot, cała historia.
- Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z Legii?
- Zdobycie mistrzostwa. Taki medal to wspaniała sprawa. I telefony od trenera Magiery. Interesował się mną, dzwonił, sprawdzał jak się czuję. Ale również zachowanie kibiców. Mimo że nie grałem, nie brakowało oznak sympatii, a po transferze dostałem sporo miłych życzeń. To wszystko sprawia, że ten pobyt nie był jedynie gorzki, choć żałuję, że tak bardzo daleki od tego jak wszyscy sobie wyobrażaliśmy. Przeszłości już jednak nie zmienię. Czas na nowy rozdział, a Legii życzę powodzenia.
Jakub Kosecki: Gram dla Śląska, ale Legia zawsze będzie w moim sercu! [WYWIAD]