„Super Express”: - Powtarza pan często, że Turcja to pańska „drugi dom”. Polacy odpadli, przegrywając m.in. z Austrią. Wierzył pan, że pomszczą nas Turcy?
Jacek Cyzio: - Wierzyłem! Turcy jako naród nie dopuszczają do siebie możliwości przegrania żadnego meczu! Kiedy grałem w Trabzonsporze, w finale Pucharu Turcji przegraliśmy wyjazdowy mecz z Bursasporem aż 0:3. Ale na lotnisku w Trabzonie witały nas tysiące ludzi, którzy klepali nas po plecach i mówili, że rewanż wygramy 5:0. I wie pan co? Wygraliśmy 5:1, niesieni ich wiarą, i zdobyliśmy ten puchar!
- Tu mamy jednak mistrzostwa Europy i rywala, który zdawał się mieć reprezentację silną jak nigdy wcześniej!
- Ale i w Turcji oczekiwania i aspiracje kibiców są ogromne, bo i ogromne są nakłady na futbol. Jest kolejny zagraniczny trener z nazwiskiem, jest i całkiem niezła – co pokazał również wtorkowy mecz – kadra. Choć narzekań – głównie medialnych – też było mnóstwo. Że Vincenzo Montella za często miesza w składzie, że taktyka niewłaściwa, że zespół gra bez klasycznej „dziewiątki”. Ale dziennikarze są od tego, by narzekać, a selekcjoner robi swoje. I zbiera owoce zaufania od podopiecznych. Przecież to zachowanie bramkarza Merta Günoka w ostatniej minucie to interwencja roku!
- Paradoksalnie Günok na wszelkich portalach transferowych wyceniany jest sześcio- a nawet ośmiokrotnie niżej niż pozostali powołani przez Montellę bramkarze.
- I do tego jest dużo starszy od nich! Ale nie ma w piłce oczywistości, i nie ma ich w kadrze tureckiej. Ugurcan Cakir z Trabzonsporu był pierwszym bramkarzem u poprzedniego selekcjonera, Stefana Kuntza. Ale miniony sezon miał nieco słabszy w klubie.
- No i to jemu w marcu Austriacy „wkulali” sześć bramek.
- Prawda. Konto Günoka na tym turnieju też obciąża gol z Czechami, bo wypuścił piłkę z rąk. Ale to, co zrobił we wtorek – nie tylko ta ostatnia interwencja, ale cały mecz - to jest „mistrzostwo świata”. Dzięki niemu – i odrobinie szczęścia, bo Austriacy dobrych okazji mieli sporo – wciąż mogę kibicować komuś na tych mistrzostwach.
- Jak długo? Mam na myśli to, czy Turcy zdołają „przeskoczyć” Holendrów i wbić się na podium?
- Holendrzy są krytykowani, podkopuje się pozycję Ronalda Koemana. Ale oni na tym turnieju grają naprawdę porządną piłkę, a Rumunów wręcz zdeklasowali. Więc będą faworytem sobotniego ćwierćfinału. Ale Turcy nie stoją na straconej pozycji. Przy dużym szczęściu, a przede wszystkim przy tej determinacji, którą pokazali w meczu z Austrią, mogą powalczyć z Holandią. Zresztą Austria przecież ograła Holendrów w grupie. Na dodatek wraca – po kartkowej pauzie – Hakan Calhanoglu.
- Europa mówi o Günoku i jego interwencji, ale przecież był jeszcze jeden bohater: Merih Demiral, autor obu goli. Bohater nieoczywisty, bo dwa pierwsze mecze grupowe zaczynał jako rezerwowy.
- Widziałem go w meczach przed mistrzostwami. Nie powąchał za wiele murawy, a jak już grywał, to zazwyczaj fatalnie. Ale to nie jest przypadkowy piłkarz. Facet grał w Juventusie, Atalancie. Owszem, teraz pojechał zarabiać pieniądze w Arabii Saudyjskiej, ale ma wiele lat spędzonych w dobrym europejskim futbolu.
- Trener Montella ma jeszcze podobne „króliki z kapelusza”?
- Prawdę mówiąc byłem przekonany, że w tym turnieju objawieniem może być Semih Kilicsoy z Besiktasu. Nie skończył jeszcze 19 lat, ale ze wszystkich reprezentacyjnych napastników miał najlepsze statystyki w minionym sezonie. Ale Montella nie dał mu na razie nawet minuty, gra bez klasycznej „dziewiątki” i... się broni. Wózek w ofensywie pociągnęli mu z Austrią dwaj inni nastolatkowie: Arda Güler i Kenan Yildiz.
- Juventus i Real – trudno się dziwić.
- Owszem, ale Montella wcześniej wzbraniał się z wystawianiem ich obu. Gülera z uwagą obserwuję od trzech lat co najmniej. Potencjał ma ogromny, Carlo Ancelotti wyłącznie go chwali w Realu. W meczu z Austriakami zostawił mnóstwo zdrowia, pokazał wiele niezwykłych zagrań. Ale jeżeli miałbym wskazać tureckiego objawienie tych mistrzostw, to celowałbym w innego napastnika.
- Mianowicie?
- W Barisa Yilmaza z Galatasaray – to ten chłopak z jasnymi włosami. Zaczął to EURO na „dziewiątce” i w pierwszej połowie zagrał fatalnie przeciw Gruzinom. Montella przesunął go potem na prawe skrzydło i to był strzał w dziesiątkę. Robi Turkom kawał dobrej roboty. To on w doliczonym czasie meczu z Austrią biegł kilkadziesiąt metrów do kontry na pełnym gazie.
- Turcy „nie odlecą” po wtorkowym sukcesie?
- Głowy mają gorące, to prawda. Ale mają też wspomnianego Montellę u steru. U tureckiego trenera odprawa byłaby krótka: „Wychodzimy i gramy za naród, za kraj. Jesteśmy najlepsi”. Włoski selekcjoner będzie do nich mówił językiem piłkarskim. Takim, by te gorące głowy do soboty, do meczu z Holandią, ostygły; by zapomniały o tym, co było we wtorek. Mam nadzieję, że mu się uda do nich dotrzeć.
- Dużo mają Turcy do wygrania? Myślę o premiach.
- Prawdę mówiąc ten temat nie przewinął się w moich rozmowach z tureckimi znajomymi. Wiem natomiast, że bardzo mocno ich podbudowała ostatnie wsparcie od samego... Mike'a Tysona. Wysłał im na zgrupowanie reprezentacji swoje rękawice z własnoręcznym podpisem. Zapewnił, że kibicuje; życzył powodzenia. Jak widać, ten symboliczny prezent dodał Turkom mocy!