Lechia dotarła do finału dzięki Sobiechowi. To właśnie on zdobył zwycięską bramkę w półfinałowym starciu z Rakowem Częstochowa. Spotkanie na Stadionie Narodowym zaczął w roli rezerwowego. Wszedł na ostatnie dwadzieścia minut i w końcówce ponownie sprawił radość kibicom gdańskiego klubu. - Bohaterem jest cała drużyna wraz ze sztabem szkoleniowym oraz kibice, którzy nas wspierali - przyznał skromnie Sobiech. - To zwycięstwo w Pucharze Polski należało się wszystkim, którzy dołożyli cegiełkę. Jest w nas ogromna radość. Zabieramy puchar do Gdańska. Zdobyliśmy wcześniej bramkę, ale w tej sytuacji był minimalny spalony. Dobrze, że zachowaliśmy spokój. Dalej staraliśmy się stwarzać okazje i dążyć do zdobycia tego zwycięskiego gola. Mamy bardzo dobrą drużynę. Trener rotuje składem. Wie w którym momencie danego zawodnika posłać do boju. Po wejściu starałem się pomóc chłopakom. Cieszę się, że to mi się udało - podkreślił bohater klubu z Pomorza.
O sukcesie Lechii zadecydował błąd bramkarza Jagiellonii Mariana Kelemena, który wykorzystał właśnie napastnik Lechii. - To była bardzo dobra wrzutka od Flavio - oceniał Sobiech. - Starałem się przeciąć tor lotu piłki. Udało mi się to w ostatnim momencie. Zadziałał instynkt napastnika. Marian Kelemen oczekiwał na tę piłkę. I to był taki zasadniczy błąd - stwierdził.
Lechia może w tym sezonie sięgnąć po dublet, czyli do Pucharu Polski dorzucić jeszcze triumf za mistrzostwo Polski. - Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa - podkreśla gracz gdańskiej drużyny. - Stać na na bardzo wiele. Już w niedzielę gramy z Cracovią. Zostały cztery spotkania, w których damy z siebie wszystko, aby zdobyć jak najwięcej punktów. Europejskie puchary mamy zagwarantowane - podsumował Sobiech.