Maciej "0:1" Skorża - taki przydomek przylgnie niedługo do trenera Wisły. Bo właśnie takim wynikiem zakończyły się cztery najważniejsze mecze "Białej Gwiazdy" tej jesieni. Z Levadią Tallin, Lechem, Legią i Cracovią. W niedzielę Skorży "udało się" zrobić z Wisłą coś, czego w tym klubie nie doświadczono od 50 lat - przegrać w Ekstraklasie z "Pasami".
Myślałem, że porażka z Legią była przypadkowa, ale teraz widzę, że jesteśmy w kryzysie - przyznaje Paweł Brożek, który gaśnie przy Skorży. A sam trener ratuje się, szukając winy u innych. Między innymi u "Brozia". Napastnik Wisły przegapił latem szansę wyjazdu do Anglii, bo chciał pomóc Skorży walczyć o Ligę Mistrzów. Wyszedł na tym wyjątkowo kiepsko. Po meczu z Cracovią Skorża prawił też złośliwości innym zawodnikom:
- Niektórzy nie mają predyspozycji, aby grać w takim klubie - mówił trener. - Widzę w zawodnikach więcej strachu, żeby ktoś nie podał do nich piłki niż chęci kreatywnego wyjścia na pozycję - narzekał trener, nie zdając sobie sprawy z tego, że to przecież on jest od tego, aby piłkarzy pobudzić. I jeszcze jedno - kiepskie wyniki Skorży to woda na młyn Lecha i Legii. W obu klubach zapowiedziano, że jeśli strata do Wisły nie będzie na półmetku sezonu zbyt duża, to znajdą się pieniądze na poważne transfery, aby wiosną wydrzeć tytuł drużynie z Krakowa.
Ostatnio Skorża robi wszystko, aby tak właśnie się stało. Tyle że to może oznaczać nie tylko pożegnanie się z nowym kontraktem. To może oznaczać pożegnanie się z Wisłą - i to szybciej, niż się Skorży wydaje.