Donald Guerrier, Wisła Kraków

i

Autor: East News

Donald Guerrier: Jestem w Wiśle i tu mi dobrze [WYWIAD]

2013-11-02 5:30

Może niełatwo w to uwierzyć, ale jest w Polsce Donald, który nie wywołuje negatywnych emocji, jest skuteczny i lubiany przez otoczenie. Haitańczyk Donald Guerrier (24 l.) robi furorę w krakowskiej Wiśle. W ostatnim meczu z Widzewem (3:0) strzelił dwa gole, a kolejne zamierza dołożyć w poniedziałek, kiedy "Biała Gwiazda" zmierzy się z Podbeskidziem.

"Super Express": - Wiesz, jak ma na imię polski premier?

Donald Guerrier: - Wiem, tak jak ja. Dowiedziałem się o tym, jeszcze zanim pojawiłem się w Polsce. Kiedy wiedziałem już, że interesuje się mną Wisła, zacząłem szukać różnych informacji w Internecie. O klubie, Krakowie, Polsce. I wtedy zobaczyłem, że wasz premier ma na imię Donald. Pomyślałem: "O, to ciekawe. Może to dobre miejsce dla Donaldów?". (śmiech)

Zobacz również: Adam Nawałka: Nie żegnam się z Górnikiem, mówię do widzenia

- Ostatnio jednak notowania premiera mocno idą w dół…

- Coś słyszałem. W ubiegłym tygodniu taksówkarz, kibic Wisły, natychmiast mnie rozpoznał i zaczął rozmowę na ten temat. Nie znam jeszcze polskiego, ale dało się zrozumieć, co chce powiedzieć. Że premiera lubi tu coraz mniej ludzi, a mnie coraz więcej. (śmiech)

- W ostatnim meczu z Widzewem strzeliłeś dwa gole, ale to nie były najważniejsze bramki w twojej karierze…

- To prawda. Strzeliłem gola w towarzyskim meczu Haiti - Hiszpania (1:2), w czerwcu tego roku. Tamto trafienie ma dla mnie szczególne znaczenie. Nie dość, że pokonałem bramkarza najlepszej drużyny świata, to jeszcze bramka była bardzo efektowna. Przyniosła mi konkretne korzyści. Na meczu była minister sportu Haiti. Tak jej zaimponowałem, że podarowała mi od rządu… samochód marki Hyundai. Z kolei od haitańskiej telewizji dostałem superkomórkę, a jeden z biznesmenów wypisał mi czek na 1000 dol.

- Po tamtym meczu haitańskie media napisały, że zainteresowała się tobą Barcelona. W to akurat trudno uwierzyć…

- Coś było na rzeczy, jacyś ludzie kontaktowali się i z prezesem haitańskiej federacji, i z szefem mojego klubu. Teraz nie ma jednak sensu o tym rozmawiać, bo nic z tego nie wyszło. Jestem w Wiśle, i tu mi dobrze. Koledzy z zespołu przyjęli mnie jak brata.

- Haiti wielu ludziom kojarzy się z wielką biedą i trzęsieniem ziemi z 2010 r., które pochłonęło ponad 300 tys. ofiar. Straciłeś kogoś w tej tragedii?

- Niestety, tak. Wujka, kuzynów, przyjaciół, kolegów z drużyny. Ja miałem szczęście, bo byłem wtedy na wakacjach poza krajem. Przez dwa miesiące liga nie grała, a stadiony służyły jako szpitale polowe.

Przeczytaj także: Bogusław Leśnodorski: Nie zwolnię Urbana, bo w Polsce nie ma lepszych [WYWIAD]

- Pochodzisz z bardzo ciepłego kraju. Nie boisz się polskiej zimy?

- Kiedyś, w grudniu, byłem na testach we Francji, w Dunkierce. Wtedy było tam bardzo, bardzo zimno, więc wiem, co znaczy zima w Europie. Poza Wisłą miałem propozycje z USA, z DC United, i z Portugalii, z Akademiki Coimbra. Postawiłem jednak na Polskę i nie żałuję, bo czuję się tu świetnie. I nawet zima tego nie zmieni.

Najnowsze