Mecz Korona Kielce - Lechia Gdańsk miał spore znaczenie dla układu całej tabeli Ekstraklasy. W pierwszych sobotnich spotkaniach dwudziestej dziewiątej kolejki Górnik Zabrze zremisował z Sandecją Nowy Sącz, a Bruk-Bet Termalica Nieciecza pokonała niespodziewanie Cracovię. Sytuacja "Pasów" mocno się skomplikowała i pierwsza ósemka znacznie się oddaliła. Korona wiedziała natomiast, że trzy punkty z Lechią dadzą jej miejsce w grupie mistrzowskiej po trzydziestu kolejkach. Biało-zieloni pamiętali jednak porażkę z ekipą ze stolicy Gór Świętokrzyskich 0:5 na własnym boisku w rundzie jesiennej. Oprócz tego po wygranej Bruk-Betu znaleźli się w strefie spadkowej. Gdańszczanie w Kielcach grali więc z coraz mocniej zaciśniętą pętlą na szyi.
Na Kolporter Arenie od pierwszego gwizdka pana Tomasza Kwiatkowskiego było bardzo nerwowo. Atmosfera napięcia udzielała się wszystkim. Proste błędy popełniali zarówno bramkarz Lechii Dusan Kuciak, jak i defensorzy Korony. Napastnicy nie potrafili tego jednak wykorzystać i niedokładność pozostawała bezkarna. W pierwszych minutach trochę lepiej wyglądali złocisto-krwiści. Szczególnie jasno błysnął Marcin Cebula. W 7. minucie popędził lewym skrzydłem, mijając trzech przeciwników. Gdyby w tempo zagrał do Michala Gardawskiego, ten znalazłby się sam na sam. Spóźnił się jednak i obrońcy z Gdańska wyjaśnili sytuację.
Po raz pierwszy mocniej zakotłowało się pod którąkolwiek z bramek w 17. minucie i to od razu zabójczo! Najpierw świetnie akcję na prawą stronę przerzucił Cebula. Dośrodkowanie Cvijanovicia przeszło jednak bez przecięcia. Po lewej na piłkę czekał już Cebula. Aktywny pomocnik obsłużył wcześniej wymienionego Słoweńca, a ten z najbliższej odległości trafił do pustej siatki biało-zielonych, wprawiając w ekstazę fanów gospodarzy.
Kibice z Pomorza mogli mieć nadzieję, że przerwa reprezentacyjna wpłynęła pozytywnie na ich pupili i po straconym golu zrobią oni wszystko, by szybko wyrównać. Nic z tych rzeczy. Przez kolejne minuty dalej atakowała Korona, a zespół z Gdańska wyglądał jak w poprzednich kolejkach. Fatalna gra obrońców, którzy zostawiali metry wolnej przestrzeni, sprawiała, że tętno Kuciaka co chwilę się podnosiło. Blisko podwyższenia wyniku był w 27. minucie Jakub Żubrowski. Pomocnik gospodarzy ładnie przymierzył z rzutu wolnego, ale z najwyższym trudem na rzut rożny piłkę sparował golkiper przyjezdnych.
W 30. minucie Korona miała wymarzoną okazję do podwyższenia rezultatu. Piłkę ręką w polu karnym zagrał Flavio Paixao i pan Kwiatkowski nie miał żadnych wątpliwości. Oprócz karnego pokazał także żółtą kartkę Portugalczykowi. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Cvijanović. W tym momencie stało się coś niesamowitego. Kuciak obronił strzał Słoweńca, ale asystent zasygnalizował, że za wcześnie opuścił linię bramkową i nie dość, że mieliśmy powtórzoną "jedenastkę", to kolejną kartkę. Druga próba pomocnika złocisto-krwistych była jeszcze gorsza. Tym razem huknął ile sił w nodze, ale przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką.
Nawet taka sytuacja nie sprawiła, że Lechia wzięła się do pracy. Kilkadziesiąt sekund później w dobrej sytuacji w polu karnym gdańszczan znalazł się Gardawski. Jego soczysty strzał z najwyższym trudem po raz kolejny odbił naprawdę dobrze dysponowany Kuciak. Mimo tych kilku prób, przede wszystkim gospodarzy, wynik do przerwy się nie zmienił i do szatni, ku uciesze miejscowych kibiców, kielczanie zeszli z jednobramkowym prowadzeniem.
Tuż po przerwie na placu gry pojawił się reprezentant Polski Sławomir Peszko. "Peszkin" zastąpił Filipa Mladenovicia i w pierwszych kilku minutach po wznowieniu gry mocno rozruszał grę gdańszczan na lewym skrzydle. Jego szybkość i dośrodkowania sprawiały, że sporo pracy mieli obrońcy Korony. W ogóle pierwsze minuty drugiej połowy należały do Lechii. Posiadała ona optyczną przewagę, a rywale nastawili się na kontry. Z posiadania piłki nic jednak nie wynikało.
W 57. minucie lechiści byli wreszcie bliscy gola. Po rzucie rożnym na piątym metrze sam znalazł się Steven Vitoria. Środkowy obrońca przyjezdnych strzelał mocno odchylony i przeniósł piłkę nad poprzeczkę. "Koroniarze" dostali jednak poważne ostrzeżenie, że ich mocne cofnięcie się może zostać skarcone. W 64. minucie kolejny groźny atak wyprowadzili zawodnicy znad Bałtyku. Tym razem dobrze pokazał się Patryk Lipski. Mógł wyłożyć piłkę jak na tacy koledze, ale zamiast tego kopnął ją prosto w ręce Zlatana Alomerovicia.
W 67. minucie na boisku pojawił się Jacek Kiełb. Ulubieniec kieleckiej publiki zmienił dobrze dysponowanego w sobotę Cebulę. Już minutę po zameldowaniu się na polu gry "Ryba" miał szansę strzelenia gola na 2:0. Jego próba o centymetry minęła jednak prawy słupek bramki, strzeżonej przez Kuciaka.
W 73. minucie doszło do mocno wątpliwej sytuacji, w której użyty został system VAR. Sławomir Peszko wbiegł dynamicznie w pole karne i został powstrzymany przez Bartosza Rymaniaka. Lechiści domagali się "jedenastki", ale sędzia, po konsultacji z wozem, nakazał grać dalej.
Ostatecznie do końcowego gwizdka nic się nie zmieniło. Korona Kielce, wbrew przedsezonowym oczekiwaniom, które skazywały ją na spadek, zagra w grupie mistrzowskiej. Lechia Gdańsk natomiast znajduje się w fatalnej sytuacji. Za nią w tabeli jest już tylko Sandecja Nowy Sącz i niewykluczone, że do ostatniej kolejki biało-zieloni toczyć będą walkę o utrzymanie w Ekstraklasie.
Korona Kielce - Lechia Gdańsk 1:0 (1:0)
Bramka: Goran Cvijanović 17
Żółte kartki: Dejmek, Kallaste, Kiełb - Paixao, Kuciak, Łukasik
Korona: Alomerović - Rymaniak, Dejmek, Kovacević, Kallaste - Żubrowski, Petrak - Cebula (67. Kiełb), Cvijanović (76. Janjić), Gardawski (56. Kosakiewicz) - Kaczarawa
Lechia: Kuciak - Nunes, Nalepa, Vitoria, Wawrzyniak - Łukasik - F. Paixao, Lipski, Borysiuk (73. Sławczew), Mladenović (46. Peszko) - Kuświk (55. Haraslin)
Sprawdź też: Relacja z meczu Arka Gdynia - Legia Warszawa