Mecz Arki Gdynia z Legią Warszawa zapowiadał się bardzo ciekawie, bo obie strony miały o co grać. Gospodarze, bo wciąż mieli duże szanse na awans do czołowej "ósemki". Szczególnie, że Cracovia przegrała swój mecz, a Zagłębie Lubin - inny bezpośredni rywal w walce o grupę mistrzowską - w poniedziałek zmierzy się z liderem tabeli, Jagiellonią Białystok, i nie będzie faworytem tego starcia. Jeśli zaś chodzi o "Wojskowych", to ci chcieli nieco wywrzeć presję na wspomnianej ekipie Ireneusza Mamrota i zniwelować stratę trzech punktów do prowadzącej w lidze drużyny.
Ale patrząc na to, co działo się na murawie, nie do końca było wiadomo, który zespół walczy o mistrzostwo, a który znajduje się w dolnej połowie tabeli. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zaczęli wysokim i agresywnym pressingiem, który utrzymywali praktycznie przez całą pierwszą połowę. Legia próbowała zdominować środek pola, ale odbijała się od muru, który w tej strefie boiska postawili rywale. Ci zaś przewagę stwarzali sobie po akcjach skrzydłami, gdzie aktywni byli Mateusz Szwoch i Grzegorz Piesio, oraz - do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić - po stałych fragmentach gry.
"Wojskowi" zaś po raz kolejny w tym sezonie wyglądali na drużynę kompletnie zagubioną i bez pomysłu. Trener Romeo Jozak znów zdecydował się na inne zestawienie pierwszego składu, a niektórzy zawodnicy wyglądali, jakby grali ze sobą pierwszy raz w życiu. Co gorsza goście nawet nie podejmowali walki z naładowanymi zawodnikami Arki, co musiało się w końcu skończyć golem. Ten padł na niewiele ponad dziesięć minut przed przerwą. Do rzutu wolnego podszedł Andrij Bohdanow i uderzył tak nieprzyjemnie, że piłka przeleciała przez mur i na tyle zaskoczyła Arkadiusza Malarza, że ten nie był w stanie skutecznie interweniować.
W drugiej połowie mistrzowie Polski wyglądali nieco lepiej, przede wszystkim jeśli chodzi o charakter zespołu. Starali się zmienić niekorzystny wynik, ale chęci to było za mało, bo zupełnie nie przekładało się to na sytuacje pod bramką Arki. Z kolei sami gospodarze byli nieco wycofani, ale jeśli już wychodzili z szybkimi akcjami, to obrońcom i bramkarzowi "Wojskowych" niemalże trzęsły się nogi. Bo każda z takich sytuacji pachniała golem na 2:0. Szczególnie, że Legia była ustawiona dużo bardziej ofensywnie, niż przed przerwą, więc atakujący gracze gospodarzy w wielu przypadkach mieli przewagę liczebną będąc w okolicy pola karnego Malarza.
Mimo to ani oni nie potrafili wykorzystać żadnej z kontr, ani Legii nie udało się wcisnąć gola na 1:1. Mecz zakończył się więc zwycięstwem Arki 1:0 i był to pierwszy ligowy triumf nad stołecznym klubem na swoim stadionie od blisko czterdziestu lat. Dzięki niemu gdynianie wciąż są w grze o czołową "ósemkę" LOTTO Ekstraklasy. "Wojskowi" zaś oddalają się od trzeciego z rzędu mistrzostwa Polski. A jeśli w poniedziałek swoje mecze wygrają Lech Poznań i Jagiellonia Białystok, to sytuacja zespołu Jozaka stanie się już naprawdę bardzo trudna.
ARKA GDYNIA - LEGIA WARSZAWA 1:0 (1:0)
Bramki: Andrij Bohdanow 35
Żółte kartki: Rafał Siemaszko, Adam Marciniak, Michał Marcjanik, Grzegorz Piesio - Cafu, Adam Hlousek
Arka: Steinbors - Zbozień, Marcjanik, Helstrup (65. Sołdecki), Marciniak - Szwoch, Nalepa, Bohdanow, Piesio - Siemaszko (69. Esqueda), Jankowski (82. Zarandia)
Legia: Malarz - Vesović, Remy, Pazdan, Jędrzejczyk - Antolić, Philipps, Cafu (46. Hlousek) - Hamalainen, Radović (35. Eduardo), Pasquato (73. Szymański)