PLUSY
Poznańskie Pendolino rozjechało PZPN (Lech Poznań - Zagłębie Lubin 2:0)
Szóste kolejne zwycięstwo. Lech Poznań pod wodzą Jana Urbana w lidze jeszcze nie przegrał. W dziewięciu meczach pod wodzą nowego szkoleniowca poznaniacy zanotowali imponujący bilans siedmiu triumfów i dwóch remisów. I nieoczekiwanie zupełnie dla statystyków naszej ligi - pamiętacie ich obliczenia? Łatwiej było ponoć trafić "szóstkę" w totka, niż wierzyć w awans Lechitów do strefy mistrzowskiej - są już na piątym miejscu w tabeli. Ze stratą czterna... wróć, siedmiu punktów do lidera z Gliwic.
Co jest idealną puentą dla tej całej naszej reformy Ekstraklasy. Czyli najgłupszej reformy od czasu wprowadzenia normalizacji dla kształtu bananów na terenie Unii Europejskiej.
Bądźmy bowiem szczerzy. Lech może sobie wygrywać do końca sezonu, ale na tytuł mistrzowski zwyczajnie nie zasłużył. Przynajmniej ze sportowego punktu widzenia. Nie wierzymy bowiem w cudowną rękę Jana Urbana, w nagły skok formy czy w jakąś niezwykłą przemianę. Nie. Mistrz robił sobie po prostu jaja przez trzecią część sezonu zasadniczego - ze wszystkich, z kibiców, z dziennikarzy, z przeciwników - zmarnował szansę na sukces w europejskich pucharach i po przedłużonych wakacjach, nastukał punktów, by mieć spokój w przerwie zimowej.
Ale kto zawodnikom zabroni? Przecież wiosną konkurencja i tak straci przewagę, a "Kolejorz" ruszy po tytuł.
Ekstraklasa strzelcami stoi (Cracovia - Korona Kielce 2:2)
Ruszyło się! W naszej lidze napastnicy przestali zastawiać się, wygrywać pojedynki biegowe i błyszczeć nieszablonowymi pomysłami. Zaczęli strzelać. O Nemanji Nikoliciu, który w dwudziestu kolejkach uzbierał dwadzieścia goli, już pisaliśmy. Ale za jego plecami - tym bardziej, że Węgier wyraźnie złapał zadyszkę - też jest ciekawie. Kolejne dwa trafienia (już czternaście w całym sezonie) zaliczył w starciu Cracovii z Koroną Kielce Deniss Rakels, jedenaście goli uzbierał już Mariusz Stępiński - ciekawe, czy wstrzeli się do kadry na Euro 2016? - a przecież w końcówce rundy wyższy bieg wrzucił też Kasper Hamalainen, którego jednak wiosną na polskich boiskach już nie zobaczymy.
Cracovia zremisowała z Koroną. Rakels znowu strzelił
Rakels to zresztą temat na osobną historię. Łotysz strzelać to miał, ale... pięć lat temu. Gdy z łatką króla strzelców w barwach Metalurgsa Lipawa trafił do Zagłębia Lubin. Miał osiemnaście lat, kosmiczne ambicje i wielki talent. I tak jak nieoczekiwanie zawiódł, tak też nieoczekiwanie odbudował się w poprzednim sezonie, by w tym włączyć się już do walki o koronę.
Imponujące tempo! Jeszcze pięć, może sześć sezonów i wróżymy karierę w Bundeslidze.
Szukiełowicz - zbawca! (Śląsk Wrocław - Górnik Łęczna 2:1)
A jednak! Romuald Szukiełowicz zbawił Śląska Wrocław! Po jedenastu meczach bez zwycięstwa (!), wrocławianie wreszcie zapisali na swoim koncie trzy punkty! Pokonali Górnika Łęczna, który od początku listopada obrał jednoznaczny kierunek do strefy spadkowej. Od piętnastej kolejki łęcznianie zanotowali pięć porażek i zaledwie jeden remisik. Zbiega sie to w czasie ze zmianą bramkarza - Silvio Rodicia zastąpił Sergiusz Prusak - ale nie będziemy się w tym doszukiwać drugiego dna. Tym bardziej, że aurat w piątek bramkarz zespołu z Lubelszczyzny bardziej uchronił kolegów przed kompromitacją, niż faktycznie zawalił.
A Śląsk? Obudził się Flavio Paixao, sporo szumu narobił Kamil Biliński (dopiero czwarty gol niedawnego supersnajpera ligi rumuńskiej, spory zawód), a prawdziwy show dał tylko Jakub Wrąbel, młodziutki golkiper wrocławian. Nie ujmujemy chłopakowi talentu, ale zawsze wydawało nam się, że golkiper powinien przynajmniej umieć łapać piłkę. A 19-latek przy kilku interwencjach wyglądał w piątek, jakby rękawice spryskał sobie przynajmniej olejem silnikowym. I tylko siła wyższa uchroniła go od prawdziwej kompromitacji.
MINUSY
Zmarnowana szansa Piasta (Legia Warszawa - Piast Gliwice 1:1)
Gliwiczanie będą sobie w maju przyszłego roku pluć w brodę. Drugi raz takiej rundy nie powtórzą, a w 2015 roku mieli jedyną pewnie możliwość, by zakręcić się w okolicach pięćdziesięciu zdobytych punktów. W trzech ostatnich kolejkach sięgnęli jednak zaledwie po dwa "oczka", a przed nimi jeszcze tylko starcie z poznańskim Pendolino i to w momencie, gdy na murawie zabraknie pauzującego za kartki Kamila Vacka.
W Warszawie mogli wszystko. Legia wyglądała przy ekipie Radoslava Latala jak letnie popisy kazachskim zespołów w europejskich pucharach. Gigantyczne zapowiedzi, jeszcze większe pieniądze, a na murawie plątanina piłkarzy i przypadkowych rolników zabranych z pola. W stolicy wciąż słychać zapowiedzi, że celem jest Liga Mistrzów, ale zimą Legioniści potrzebują wzmocnień w każdej formacji, licząc również z ławką rezerwowych.
Chociaż na jedno z krzesełek w okolicach trenera kandydata już mają. Michał Kucharczyk w obecnej dyspozycji nadaje się do podawania wody, zbierania ziemniaków lub - to chyba najcelniejsze - na bezrobocie. Tyle że jak słychać, na razie na odstrzał wystawiono innych. Przede wszystkim Michała Żyrę, bo tym akurat zainteresował się ktoś poza twórcami memów i śmiesznych filmików.
Jak powiedziałaby komisarz Bieńkowska, taki mamy klimat w Warszawie.
Legia - Piast 1:1. Warszawianie nie dogonili lidera
Cudotwórcy na Reymonta (Lechia Gdańsk - Wisła Kraków 2:0)
Majstersztyk. Historia godna osobnego rozdziału w książce. Zastanawiamy się tylko w jakiej. Przychodzą nam na myśl tylko książki kucharskie autorstwa blogerów kulinarnych nie potrafiących gotować - oglądaliśmy "Top Chefa" i "Masterchefa", prześwietliliśmy środowisko - głupiutkie biografie celebrytów, albo coś ambitniejszego. Ot, może np. "Dzieje głupoty w Polsce".
Miejsce? Kraków. Reymonta. Opary absurdu. Czas? Porażka w derbach z Cracovią. Ktoś wpadł na genialny pomysł. Zwolnić Kazimierza Moskala. Poszło prosto. Legenda znowu dała się wdeptać w ziemię. Problem w tym, że w całym tym chaosie... zapomniano zatrudnić nowego szkoleniowca. Wzięto więc dla niepoznaki Marcina Broniszewskiego, bo pewnie akurat nawinął się na korytarzu.
Efekt? Facet ma pracować do końca grudnia. Dostał cztery mecze. I jak dobrze pójdzie - a idzie koncertowo! - zdąży Wisłę zrzucić w okolice strefy spadkowej. Na razie bowiem nie tylko nie zdobył punktu, ale też jego zespół... nie strzelił gola. Po prostu rakieta.
Na szczęście następny fachowiec może ponoć liczyć na wzmocnienia. W środowisku wspomina się nawet już jedno nazwisko. Małecki. Patryk. Kiedyś talent, później idol kibiców, dzisiaj...?
No właśnie. Trochę się gościa obawiamy, bywa nerwowy, więc dopiszcie sobie sami. Możecie wybrać z: przereklamowany, przepłacony i skompromitowany.