Smuda zadebiutował w roli szkoleniowca Górnika Łęczna jeszcze w grudniu. Tuż przed świętami oberwał 0:5 od Legii Warszawa, ale za tę klęskę akurat jego trudno było winić. Wziął zespół z marszu, dostał worek goli, a czas dostać miał w przerwie zimowej. Tyle że progresu na razie nie ma żadnego, bo w drugim spotkaniu w takich samym rozmiarach powiozła jego drużynę Jagiellonia Białystok. A dodając do tego odwołany z powodu ekstremalnych warunków atmosferycznych mecz z Zagłębiem Lubin, dostajemy prawdziwy obraz klęski żywiołowej.
- Początek spotkania nie wskazywał na to, że przegramy w tych rozmiarach. Przez pierwsze 20 minut, do momentu straty gola to my dominowaliśmy. Po rzucie karnym się to zmieniło. Przeważała Jagiellonia. Bramki, które straciliśmy to same suweniry, które w seniorach nie powinny się zdarzać - skomentował w swoim stylu piątkową porażkę Smuda. - Musimy zrobić korekty w defensywie. O ile w ogóle będzie to możliwe - dodał na koniec.
Dalszy scenariusz wydaje się znany. I tylko szkoda, że dla byłego selekcjonera reprezentacji Polski ta ostatnia przygoda z zawodym futbolem skończy się tak tragicznie. Tym bardziej, że 69-latkowi akurat energii nie brakuje. Tylko już jakby pomysłów.