Garguła: Widać tak musiało być

2009-07-03 20:19

Łukasz Garguła od 1 lipca oficjalnie stał się zawodnikiem Wisły Kraków. - Jak się czuję jako zawodnik Wisły? Wyśmienicie! - mówi pomocnik. - Widać było mi pisane właśnie teraz zmienić klub.

Garguła pół roku temu przeżywał bardzo ciężkie chwile. Ledwo podpisał umowę z Wisłą, do której miał trafić za pół roku, zerwał więzadła w kolanie i okazało się, że nie zagra już do końca sezonu. U progu nowego rozdziału w swoim życiu otrzymał poważny cios.

 - Na pewno nie było to fajne. Ale to już się stało i starałem się po prostu wyciągnąć z tej sytuacji jakieś pozytywy. Widocznie tak musiało być. Tutaj nie było sensu myśleć: "co by było gdybym jednak w tamtym momencie się uchylił". W życiu bym chyba nie pomyślał, że dostając piłką w głowę, mogę zerwać sobie więzadła w kolanie. Ale w tym zawodzie trzeba być przygotowanym na wszystko.

28-letni pomocnik pojechał z Wisłą na zgrupowanie do Austrii, gdzie coraz więcej czasu spędza na treningach z piłką. - Cały czas pracujemy z fizjoterapeutą Filipem Piętą nad mobilnością stawu kolanowego. Staram się bawić z piłką. Trzeba jednak zachować spokój, nie przeforsować się i nie popadać w hurraoptymizm, bo jeszcze noga gdzieś za daleko poleci i wszystko może się wydarzyć. Już mnie ciągnie na boisko. Wymuszam czasem pewne rzeczy na Filipie, jak dzisiaj, gdy przekonywałem go, by mi pozwolił zagrać w siatkonogę, choć on nie był zachwycony tym pomysłem - uśmiechnął się Garguła. - Ostatnie miesiące praktycznie codziennie robiłem to samo. Taka rehabilitacja to monotonia, człowiek się przede wszystkim męczy psychicznie. A na takich zgrupowaniach wszystkie obciążenia się lepiej znosi niż jakąkolwiek rehabilitację.

Piłkarz pożegnał się ostatnio z kolegami z GKS-u Bełchatów po siedmiu latach spędzonych w tym klubie. - Byłem w Bełchatowie, kupiłem jakieś drobne upominki, chciałem pożegnać się z ludźmi, z którymi spotykałem się przez prawie siedem lat. Na pewno ten czas w Bełchatowie będę pamiętał do końca życia.

Garguła do przejścia do Wisły Kraków przymierzał się co najmniej półtora roku. - Przez pewien czas więcej się w tym temacie mówiło, niż faktycznie było na rzeczy. Taka realna propozycja po raz pierwszy padła półtora roku temu. Rozmawiałem z trenerem Skorżą, bardzo mnie chciał w drużynie. Sprawy zaszły daleko, nawet było to rozstrzygane w PZPN, by orzec, czy mam w kontrakcie sumę odstępnego. Transfer był naprawdę o krok. Raczej nie było mi blisko do żadnego innego zespołu. Widać było mi pisane właśnie teraz zmienić klub.

Szczęście w nieszczęściu Garguły polega na tym, że z racji kontuzji miał czas na to, by spokojnie zaaklimatyzować się w nowym zespole. - Jedynie w tym okresie początkowym nie bywałem na Wiśle, później byłem już tu częstym gościem. Miałem przyjemność być na ostatnim meczu ze Śląskiem. Już wcześniej znałem się z wieloma zawodnikami z Wisły - mówi.

Wisłę w ostatnim czasie opuścił tak ważny dla ducha drużyny zawodnik, jak Marcin Baszczyński. Prawdopodobnie jeszcze w lipcu odejdzie Paweł Brożek. Jeszcze zanim Garguła doznał kontuzji, wielu upatrywało w nim zawodnika, który w niedługim czasie może stać się jednym z liderów drużyny, Takim, jak bez wątpienia był w Bełchatowie. - Może to w GKSie tak wyglądało, że byłem liderem, ale po prostu starałem się grać jak najlepiej - mówi skromnie pomocnik. - Jest kilku bardzo doświadczonych zawodników w Wiśle, Radosław Sobolewski, Arkadiusz Głowacki, bracia Brożkowie. Młodzi zawodnicy, jak choćby Patryk Małecki też już zaczynają coraz większą rolę odgrywać w drużynie. Zbyt duża ilość zawodników chcących odgrywać rolę lidera też nie jest korzystną sprawą. Kapitan, czyli Głowacki i Radek Sobolewski pełnią taką rolę w szatni, starają się mobilizować drużynę. Mnie jest ciężko cokolwiek teraz planować. Przede wszystkim trzeba poczekać, aż się wyleczę. Ja jestem takim człowiekiem, który woli zademonstrować coś na boisku, niż o tym mówić.

- Wszyscy powtarzali, że Wisła potrzebowała ofensywnego pomocnika, a przecież jakoś zdobyła dwa mistrzostwa Polski pod rząd. Ja nie uważam, że mi się miejsce w składzie należy z urzędu, "bo jestem Łukaszem Gargułą i nikt mnie nie wygryzie". Rywalizacja w drużynie jest i to duża - podkreśla.

Na zgrupowaniu w Austrii pomocnik przeżył zaskoczenie, gdy zobaczył, że dziennikarze i fotoreporterzy śledzą każdy krok piłkarzy Wisły, nawet gdy ci relaksują się na basenie, czy rowerach. - Różnica między Bełchatowem i Wisłą jest znacząca, medialność klubu jest nieporównywalna. Miałem jednak okazję występować w reprezentacji, gdzie dziennikarze są na każdym kroku. Myślę, że to jest potrzebne, bo jak wiadomo Wisła ma wspaniałych kibiców, w całej Polsce jest ich sporo. Chcą, wiedzieć jak piłkarze spędzają wolny czas. Presja też jest większa, ale grając w reprezentacji się przyzwyczaiłem, jeśli na kadrze sobie z tym radziłem, tu również sobie z tym poradzę - deklaruje.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze