Miłosz Przybecki, Polonia

i

Autor: archiwum se.pl

Gracz Polonii góruje w powietrzu, Przybecki lepszy od Ronaldo!

2013-03-09 3:00

Niesamowicie szybki, skoczny, przebojowy, ambitny i po przejściach. Skrzydłowy Polonii Warszawa Miłosz Przybecki (22 l.) na boisku jest nie do doścignięcia, góruje nad rywalami również w... powietrzu.

87 centymetrów to rekord Przybeckiego w skoku dosiężnym (z miejsca). Nikt w Ekstraklasie mu nie dorównuje. Gorszy od Miłosza jest nawet... Cristiano Ronaldo ("tylko" 78 cm).

- Oczywiście gdy chłopaki dowiedziały się o tym, było w szatni mnóstwo "przygryzek". Ale wszystko w formie żartu - mówi "Super Expressowi" Przybecki, którego innym wielkim atutem jest szybkość. - Chciałbym być na boisku tak szybki jak mój wymarzony samochód - Audi RS6 (śmiech). Paradoksalnie szybszy stałem się po... dwóch ciężkich kontuzjach. To mnie wzmocniło - ocenia.

Po poważnych urazach przypięto mu łatkę piłkarza ze szkła, podatnego na urazy. Jednak on nie dał za wygraną.

- Byłem na wypożyczeniu w Koronie, graliśmy ostatni sparing przed powrotem ze zgrupowania - wspomina. - Dostałem mocne prostopadłe podanie, a że szybki jestem, to złapałem piłkę. Kiedy wyhamowałem, noga się wykrzywiła, coś strzyknęło w kolanie, to były zerwane więzadła. Przez dwa miesiące miałem "doła", były też łzy. Na prostą wyszedłem dzięki wsparciu rodziny - podkreśla.

Przybecki wyróżnia się nie tylko coraz lepszą grą, lecz także imieniem.

- Miłosza wymyśliła mama, nigdy nie pytałem, skąd jej się to wzięło. W mojej rodzinie jest więcej nietypowych imion, bo tata to... Klemens, bardzo mi kibicuje, podobnie jak starszy brat, który gra w okręgówce - opowiada.

Przybecki pochodzi z Wielkopolski, ze Śremu. W drużynach juniorskich grał z Bartoszem Salamonem (22 l.), teraz piłkarzem AC Milan.

- Do dziś mamy z Bartkiem kontakt. Już wtedy się wyróżniał, wysoki, ze świetnym podaniem. Ale moim wzorem jest Kuba Błaszczykowski. Też po przejściach, też szybki - wylicza.

Przybecki przyszedł do Polonii za rządów prezesa Józefa Wojciechowskiego. Jednak rozmawiał z nim tylko raz, i to w niecodziennych okolicznościach.

- Zespół miał spotkanie z prezesem. Wojciechowski spojrzał na mnie i zaczął opierniczać. W końcu pyta: "Czemu się w ogóle nie odzywasz, Sikorski?!". Odpowiedziałem: "Panie prezesie, ja jestem Przybecki". Coś tam jeszcze burknął pod nosem i odszedł - wspomina.

W klubie się nie przelewa, odeszli najlepsi zawodnicy, a Polonia gra jak z nut. Teraz "Czarne Koszule" chcą pokonać Wisłę Kraków.

- Cel? Pierwsze miejsce w tabeli! Wszyscy mówią, że Legia na mistrza. A tu co? Dwa mecze i jeden punkt. Sprawa tytułu jest otwarta - twierdzi Przybecki.

Najnowsze