"Super Express": - Sprowadzenie Pinto do Legii to rzeczywiście strzał w dziesiątkę?
Gustavo Manduca: - Tak, grałem z nim trzy lata i stwierdzam, że to jeden z najlepszych pomocników, z jakimi miałem okazję występować. A grałem z nie byle kim, bo choćby z Brazylijczykiem Rivaldo, Portugalczykiem Rui Costą czy Włochem Miccolim. Oczywiście, Pinto nie jest tak dobry jak ta trójka, ale pod względem tego, co daje zespołowi, zasługuje na najwyższe uznanie.
- Konkretnie - co może dać Legii?
- Ma fantastyczną lewą nogę i coś, co jest bardzo rzadkie u pomocników, czyli pełną równowagę: jest równie dobry w ofensywie, jak w defensywie.
- Może być odkryciem Ekstraklasy?
- Jasne, że może. To chłopak, który z APOEL-em pięć razy wygrywał mistrzostwo Cypru i dwa razy grał w Lidze Mistrzów. Wystarczy przypomnieć mecze z Wisłą Kraków u siebie, w walce o Champions League, czy potem z Zenitem albo z Olympique Lyon. Helio Pinto w tych spotkaniach pokazywał się z bardzo dobrej strony. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli. To nie jest demon szybkości, który przedryluje połowę drużyny rywala i strzeli gola. Jego siłą jest praca dla zespołu.
- Z APOEL-em rozstał się w dziwnych okolicznościach. Najpierw podpisał nowy kontrakt na 3 lata, a kilka dni potem go anulował
- Cypr to miejsce, którego kryzys nie ominął. Legia zapłaciła trochę więcej i Pinto przeniósł się do waszego kraju. Ot, cała tajemnica.
- Rozmawiałeś z nim po tym transferze?
- Tak. Jest bardzo podekscytowany nowym wyzwaniem. W APOEL-u grał wiele lat, może ta zmiana otoczenia była mu potrzebna? Choć ja zadowolony nie jestem, jego odejście popsuło mi humor. To duże osłabienie mojej drużyny.
- A poza boiskiem jaki to człowiek?
- Bardzo spokojny. Zero imprez, tylko rodzina. Choć żaden z niego smutas. W klubie tworzyliśmy brazylijsko-portugalską kolonię, a nasze nacje lubią się pośmiać.
- Częściej to ty śmiałeś się z niego czy on z ciebie?
- I tak, i tak. Największy ubaw mieliśmy, gdy Pinto dostał obywatelstwo cypryjskie i szykował się do reprezentowania Cypru. Ostatecznie jednak FIFA mu nie pozwoliła, bo wcześniej grał w juniorskich reprezentacjach Portugalii. Od tego momentu, dla zabawy, nazywaliśmy go Cypryjczykiem.