"Super Express": - Jaka kara spotka Steevena Langila za to, że gdy drużyna była w Dortmundzie, on balował i pochwalił się tym, zamieszczając filmik w internecie?
Jacek Magiera: - Od zawodników, którzy nie grają, oczekuję zupełnie innej reakcji. Chciałbym widzieć sportową złość na treningu, a nie takie filmiki. Tak postępując, na pewno nie przekona mnie do siebie. Nie pochwalam czegoś takiego, bo to nie jest profesjonalne podejście. Dla mnie najważniejszy jest zespół i chcę w nim mieć walczaków i ludzi z charakterem.
- Słychać opinie, że Radosławowi Cierzniakowi zrobił pan krzywdę, wystawiając go w Dortmundzie w bramce. Nie udźwignął presji i zagrał fatalnie. Nie boi się pan, że spalił Cierzniaka dla Legii?
- Uważam Radka za bardzo dobrego bramkarza i występ przeciwko Borussii tej opinii nie zmienił. Informację, że zagra w Niemczech, dostał dawno, dzień po meczu z Realem. Dziś podjąłbym taką samą decyzję. Radek wie, że w kilku sytuacjach powinien zachować się lepiej, ale wyciągnie z tego wnioski.
- Wygląda pan na intelektualistę, a nie na twardziela. A jednak wszedł pan bez obaw do szatni pełnej piłkarskich rekinów.
- Nie po to od dwudziestu lat jestem w zawodowej piłce, żeby dziś się czegoś bać. Nie chcę i nie zamierzam niczego grać, udawać. Zawsze będę naturalny. Do roli trenera Legii przygotowywałem się ponad rok. Szkoleniowiec nie przekona do siebie zawodników krzykiem, wariactwem, tylko argumentami i sprawiedliwym traktowaniem. Żeby wymagać od piłkarzy, najpierw muszę dwa razy więcej wymagać od siebie.
- Dał się pan poznać jako skuteczny trener. A jaki jest "Magic" w domu?
- Wolny czas najchętniej spędzam z rodziną, z dziećmi - mam dziewczynkę i chłopca w wieku 4 i 2 lat. Wtedy się bawimy, wygłupiamy. Wchodząc do domu, zapominam o piłce. Wszystko, co mam do zrobienia, robię w klubie. Jeśli trzeba na Legii siedzieć do godz. 24, to siedzę. Natomiast w domu jestem dla małżonki i dzieci. Bardzo lubimy spacery. Wtedy nawet nie musimy ze sobą rozmawiać. Liczy się to, że jesteśmy razem.
- Żona interesuje się piłką?
- Bardzo! Poznaliśmy się na starym stadionie Legii w 1998 roku. Była na meczu opiekunką młodszego brata, który jest wielkim kibicem. Żona zapytała, czy jestem w stanie załatwić bilety na mecz Polska - Anglia. Dałem jej swój telefon. I tak się zaczęło. Spotykaliśmy się na herbatce, najpierw raz na pół roku, potem coraz częściej. Jesteśmy razem od 2010 roku.