W Białymstoku już kilka dni przed meczem czuć było atmosferę piłkarskiego święta. A tę jeszcze podgrzał remis sobotni remis Lecha Poznań z Wisłą Płock. To bowiem oznaczało, że stawką hitu pomiędzy Jagiellonią a Legią jest fotel lidera. Dla gości zwycięstwo mogło oznaczać powiększenie przewagi nad resztą stawki. Dla zespołu Ireneusza Mamrota wyprzedzenie zarówno "Kolejorza", jak i wciąż aktualnych mistrzów Polski.
Od pierwszego gwizdka można było jednak odnieść wrażenie, że o dużo większą stawkę grają gospodarze. Wysoko atakowali rywali, grali pressingiem, przeszkadzali im w rozegraniu. Wydawało się, że presja spętała nogi legionistom, którzy przed przerwą praktycznie w ogóle nie istnieli na boisku. W środkowej strefie boiska dali się całkowicie zdominować, popełniali głupie błędy, prokurowali zagrożenie pod własnym polem karnym. A na dodatek sami nie potrafili zupełnie zawiązać składnej akcji i nie oddali ani jednego strzału na bramkę Mariana Kelemena!
Sęk w tym, że mocno przeważający zawodnicy Jagiellonii w żaden sposób nie potrafili tego obrócić na swoją korzyść. Gdy mieli piłkę tuż przed polem karnym Legii, nagle zaczynali grać chaotycznie i nerwowo. Stąd kilka bezsensownych i bardzo niedokładnych strzałów z dystansu. Ale poza nimi gospodarze nie stworzyli żadnej dobrej sytuacji.
W pierwszej połowie zamiast wielkiego hitu mieliśmy więc piłkarskie szachy. A ci bardziej krytyczni powiedzieliby po prostu "kit". Emocji nie było w niej w ogóle, jakości też niewiele. Dlatego też trzeba było mieć nadzieję, że po przerwie przyjdzie odmiana. Ale niestety nie zmieniło się wiele. Co prawda Legia zagrała nieco wyżej i agresywniej, sama starała się zaatakować gospodarzy pressingiem, jednak nie przekładało się to na konkrety w postaci podbramkowych sytuacji. Co gorsza Jagiellonia też nie potrafiła złamać przeciętnej defensywy "Wojskowych", w efekcie czego w drugiej połowie ten mecz był tak samo mizerny, jak w pierwszej.
Nieco goręcej zrobiło się jedynie w ostatniej akcji spotkania, kiedy to Bartosz Kwiecień minimalnie przeniósł piłkę nad poprzeczką. Ostatecznie więc obie drużyny podzieliły się punktami, a remis to lekkie rozczarowanie dla obu stron. Jagiellonia nie wykorzystała niepowtarzalnej szansy, by wskoczyć na pozycję lidera, zaś Legia nie odskoczyła dwóm największym rywalom w walce o tytuł. Gdyby zwiększyła przewagę nad Lechem do czterech "oczek", a nad "Jagą" do sześciu, wówczas byłaby zdecydowanie bliżej mistrzostwa. I choć wciąż zajmuje pierwsze miejsce, to zapewne w zespole mistrzów Polski pozostanie niedosyt.
Na czele tabeli po tej kolejce mamy więc status quo. A szansa na przetasowania już we wtorek i środę, kiedy czekają nas kolejne mecze LOTTO Ekstraklasy!
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK - LEGIA WARSZAWA 0:0
Bramki:
Żółte kartki: Roman Bezjak - Adam Hlousek, Inaki Astiz, Chris Philipps
Jagiellonia: Kelemen - Burliga, Runje, Mitrović, Guilherme - Wlazło - Frankowski (90. Lazarević), Pospisil, Świderski (67. Sheridan), Novikovas (80. Kwiecień) - Bezjak
Legia: Malarz - Vesović, Astiz, Pazdan, Hlousek - Remy, Antolić - Szymański, Hamalainen (72. Radović), Kucharczyk (80. Eduardo) - Niezgoda (46. Philipps)