"Super Express": - Co się stało z Jagiellonią?
Michał Probierz: - Z drużyny odeszli m.in. Pazdan, Tuszyński, Dzalamidze, Piątkowski i Gajos. Po sezonie piłkarze praktycznie nie mieli wolnego. Odpoczywali 5-7 dni i już trzeba było grać w pucharach. Praktycznie bez okresu przygotowawczego. Do tego dodajmy, że dłużej, niż oczekiwaliśmy, trwa aklimatyzacja zawodników, których ściągnęliśmy do klubu. Alvarinho czy Cernych potrzebują czasu i cierpliwości. Trochę się tego zebrało, ale wiemy, w czym tkwi problem i jak z niego wyjść.
- Stracił pan latem pół drużyny. Dlaczego nie walczył pan, żeby któregoś z tych, którzy chcieli odejść, zatrzymać?
- Gajosowi kończył się kontrakt, zdecydował się na inną drogę. Jego prawo. Można tupać nogami, ale co to da? Wszyscy musimy zacisnąć zęby, najpierw wyjść na prostą, a potem pracować, żeby drużyna osiągnęła taką jakość, jaką mieliśmy w poprzednim sezonie.
- Teraz do Białegostoku przyjeżdża Korona, zespół, który na wyjazdach zdobył najwięcej punktów w lidze.
- Po jednym zwycięstwie w dziewięciu meczach każde spotkanie jest ciężkie. Przede wszystkim chłopaki muszą znów w siebie uwierzyć. Nasz cel to zagrać na zero z tyłu i coś strzelić. Ta drużyna ma potencjał i umiejętności. Musimy tylko zacząć to udowodniać.
- Walczycie jeszcze o pierwszą ósemkę czy awans do grupy mistrzowskiej jest już poza zasięgiem Jagiellonii?
- Nie odpuszczamy! Mamy sześć punktów straty. To raptem dwa zwycięskie mecze. Jaga w końcu odpali. Liczę, że zaczniemy odrabiać straty już od najbliższej kolejki.