Jego wejście na boisko odmieniło losy wyjazdowego starcia z Fiorentiną (2:1). Natchnęło poznaniaków do pierwszego w historii triumfu polskiej drużyny w Italii. Naładowany "Kolejorz" przyjeżdża w niedzielę do Warszawy na mecz z Legią. Kownacki bardzo chce grać, ale na drodze znów stoi mu kontuzja.
Bogusław Leśnodorski: Jan Urban to najlepszy polski trener
"Super Express": - To było wejście smoka? Pojawiłeś się na boisku w 62. minucie, a w 65. trafiłeś do siatki.
Dawid Kownacki: - Chyba można to tak nazwać. Gdy wchodziłem na boisko, nie czułem wielkiej presji, może też przez to zamieszanie przed meczem. Zepsuty samolot, przekładanie wylotu, przez chwilę nawet nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wylecimy.
- Czemu udało wam się wygrać?
- Zagraliśmy mądrze taktycznie. Jeden pracował za drugiego i widać, że mocno poprawiła się atmosfera. Mam nadzieję, że to będzie dla nas przełom. Trener Jan Urban powiedział nam w szatni, żebyśmy byli sobą, i zapadło mi to w pamięć.
- Przez ostatnie miesiące nie byłeś sobą?
- Głowa była zmęczona, psychicznie nie było zbyt dobrze. Bardzo pomógł mi wyjazd na kadrę. Odciąłem się od sytuacji w klubie, zmiany trenera i całego zamieszania.
- We Florencji czułeś, że energia cię rozpiera?
- Właśnie nie, wcale nie byłem jakiś bardzo naładowany. Nie myślałem, że zaraz tu wszystkich rozniosę. Pamiętam pierwsze dobre podanie, a potem już minięcie dwóch rywali, podanie od Gergo i gola. We wcześniejszych meczach czułem wielką energię, ale czasami jak się bardzo chce, to paraliżuje.
- Opisałeś właśnie Lecha z ostatnich tygodni?
- Trochę tak. Przecież wszyscy w drużynie bardzo chcieli wygrywać, ale po kilku niepowodzeniach pojawiły się nerwy. Graliśmy z nożem na gardle i im bardziej chcieliśmy, tym bardziej nam nie wychodziło.
- Dostało wam się od kibiców...
- Nawet gdy mieliśmy godzinny spacer we Florencji, pojawiło się mnóstwo złośliwych komentarzy, że przyjechaliśmy na wycieczkę. Wyszliśmy na boisko i zrobiliśmy swoje. Nie pojechaliśmy tam zwiedzać. Transparent naszych kibiców oddał to najlepiej: "Veni, Vidi, Vici". Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem.
- Przed wami Legia.
- Jestem wychowankiem Lecha i to dla mnie ważny dzień. Jeszcze rok, dwa lata temu te emocje były bardziej młodzieńcze. Teraz już podchodzę do tego spokojniej, ale wciąż poważnie.