Wystarczyła jednak kontuzja "Mańka", żeby ten żelazny mur szybko przeobraził się w szwajcarski ser. W ostatnich 3 spotkaniach, już bez Arboledy w składzie, Lech dał sobie strzelić aż 8 goli (średnio 2,66).
Zaczęło się od blamażu z Legią (1:3), potem był słaby, ale wygrany mecz z Podbeskidziem (3:2), a na koniec gigantyczna wpadka ze Śląskiem (0:3). Jak będzie w sobotę, gdy Lech zmierzy się w Kielcach z twardo i ostro grającą Koroną? Goniącego Legię wicelidera nie stać już na kolejną stratę punktów.
- Wiem, że beze mnie Lech stracił sporo goli, ale jestem ostatnim, który chciałby to podkreślać - mówi "Super Expressowi" Arboleda, który dotarł już do Kolumbii. - Przecież inni starają się tak samo jak ja, tak samo dobrze chcą bronić bramki Lecha. Jedyne, co mogę zrobić, to wrócić jak najszybciej, bo patrzenie z boku na takie mecze jak ten z Legią boli jeszcze bardziej niż kontuzja.
Arboleda wierzy, że wiosną Lech odrobi straty do legionistów i zostanie mistrzem Polski.
- Wciąż jesteśmy w grze o tytuł. Kiedy zdobywałem mistrzostwo z Lechem, też odrabialiśmy straty, więc jestem optymistą. Moja rehabilitacja przebiega zgodnie z planem. Po dwóch tygodniach od zabiegu mogę poruszać już kontuzjowaną nogą tak na 80 procent. Choć chodzę jeszcze o kulach. Plan się jednak nie zmienił: chcę wrócić do gry na rundę rewanżową, być do dyspozycji sztabu trenerskiego już pod koniec lutego.
Lech z Arboledą
6 straconych goli w 11 meczach (śr. 0,54)
Lech bez Arboledy
8 straconych goli w 3 meczach (śr. 2,66)