Gdyby nie samobójcze trafienie piłkarza ŁKS Roberta Sieranta (27 l.), to marząca o mistrzostwie Legia byłaby w tarapatach. Bramka strzelona w ostatnich sekundach spotkania była tym bardziej kuriozalna, że nie był to efekt nieszczęśliwej interwencji próbującego zapobiec utracie gola obrońcy. Sierant zachował się tak, jakby z nadmiaru emocji zupełnie zgłupiał i pomylił bramki.
- Dziękujemy Sierantowi. Troszeczkę mu też współczujemy, ale to zwycięstwo rodziło się w takich bólach, że jesteśmy mu bardzo wdzięczni - uśmiecha się Ariel Borysiuk (18 l.), pomocnik Legii.
Prawda jest taka, że choć gospodarze mieli przewagę, to ŁKS nie zasłużył na porażkę. Łodzianie grali bardzo mądrze, broniąc się uważnie i wyprowadzając groźne kontry.
- Dlatego płakać się chce po takiej bramce - załamuje ręce obrońca gości Marcin Adamski (34 l.).
Legia wypadła przeciętnie, nie radziła sobie z kierowaną przez Tomasza Hajtę (37 l.) defensywą. A kiedy już stwarzała sobie sytuacje strzeleckie, marnowała je w irytujący sposób.
- Po spotkaniu ostrzegłem w szatni chłopaków, że między 40. a 50. rokiem życia jest wiek zawałowy, a ja właśnie w takim wieku jestem - żartuje trener Legii Jan Urban (47 l.). - Wiem, że nie był to nasz najlepszy mecz, a po kolejnych zmarnowanych szansach można było już stracić nadzieję, że uda nam się wygrać. Mieliśmy dużo szczęścia, ale z drugiej strony nie przypominam sobie innych meczów w tym sezonie, w których fortuna byłaby po naszej stronie. Zawsze gdy zagraliśmy gorzej, to traciliśmy punkty. Teraz wreszcie wiem, jak się czuł Lech, gdy fartownie wygrywał w końcówkach - dodaje szkoleniowiec "wojskowych".
Za tydzień legioniści grają w Krakowie z Wisłą i z taką formą nie mają co liczyć tam na fart, tym bardziej że stracili właśnie obrońcę Jakuba Rzeźniczaka (23 l.), który będzie pauzował za kartki.