Bośniacki agent ma zresztą nie najlepsze wspomnienia ze współpracy z polskimi klubami. Jak twierdzi, dwa lata temu proponował Legii "za grosze" piłkarza, który dziś jest wart grubo ponad 4 miliony euro, ale warszawianie nie byli zainteresowani.
"Super Express": - To prawda, że oferował pan Legii Senegalczyka Lamine Diarrę, który teraz jest największą gwiazdą ligi serbskiej?
Edvin Kurtagić: - Tak było! Patrząc na to z perspektywy czasu, to chyba jedna z największych pomyłek transferowych w historii Legii. Diarra pokazał się w Bośni, grając w zespole Zrijnski Mostar. Strzelał sporo bramek i wiadomo było, że długo tam nie zostanie. Wtedy na jeden z meczów przyleciał skaut Legii Marek Jóźwiak. I choć Diarra strzelił dwa gole, to Marek powiedział, że nie widzi w nim nic specjalnego. Niedługo potem chłopak poszedł do Partizana Belgrad i... teraz jest najlepszym napastnikiem w Serbii. W ubiegłym sezonie strzelił 19 goli i został królem strzelców. W 60 ligowych meczach strzelił dla Partizana 31 bramek, zaliczył też hat trick w finale Pucharu Serbii. To maszynka do goli.
- Za ile Legia mogła go wtedy kupić?
- Za 150 tysięcy euro. A teraz? Partizan już dostał kilka ofert na kwotę 4 milionów euro, ale wszystkie zostały odrzucone. Bo Partizan chce awansować do Ligi Mistrzów i nigdzie Diarry nie puści. Ale potem, jestem pewien, zarobi na nim wielkie pieniądze. A na miejscu Partizana mogła być Legia. Czy to nie frajerstwo?
- Bez wątpienia. Ale słyszeliśmy, że znów pracuje pan nad transferem do Polski?
- Jest możliwość przejścia Admira Vladavicia z Żiliny do Wisły Kraków. Tylko że Polacy zaoferowali 350 tysięcy euro, a realna cena to 600 tysięcy. Gwarantuję, że za pół roku Vladavić byłby jedną z największych gwiazd polskiej ligi. W jego sprawie miałem też telefon od ludzi związanych z Legią. Koniecznie chcieli wiedzieć, jaki indywidualny kontrakt oferuje Vladaviciowi Wisła. Mówili, że są w stanie to przebić. Dzwonił też Lech Poznań, bo Vladavić to dobry kolega Stilicia. Możliwości jest więc co najmniej kilka.