Po pierwszych 45 minutach nic nie zapowiadało klęski legionistów. Gospodarze łatwo strzelili dwa gole, grając z polotem i rozmachem.
Piłkarze Ruchu rzadko dochodzili do piłki i pod koniec pierwszej połowy wydawało się, że są już pogodzeni z porażką. Wtedy rywale wyciągnęli do nich pomocną dłoń. Po kiksie stopera Marcina Komorowskiego w doliczonym czasie gry Piech strzelił kontaktowego gola.
- Na to, co się stało potem, po prostu brak mi słów. Moi piłkarze grali tak, jakby ten mecz się dla nich skończył. Zespół znowu zupełnie się rozleciał - dziwił się zdruzgotany trener Skorża.
Przeczytaj koniecznie: Marcin Gortat: Nie mam kompleksu dużego nosa - WYWIAD
Po przerwie legioniści grali tak, jakby zupełnie sparaliżował ich strach przed porażką. Do tego doszły koszmarne błędy w obronie i brak jakiejkolwiek pomocy ze strony bramkarza Marijana Antolovicia. "Niebiescy" atakowali rzadko, ale każda z ich akcji pachniała golem.
Sparaliżował ich strach
- Trudno mi to zrozumieć. Gramy dobrze, ale kiedy staje się coś złego, wszystko się rozpada i robi się totalny chaos. Jest to problem, z którym nie jestem w stanie sobie poradzić - nie krył własnej bezradności Skorża. - Czy mogę stracić pracę? Po trzech kolejnych porażkach w takim klubie jak Legia trener musi się wszystkiego spodziewać - dodał smutno.
Narzeczona wywróżyła hat tricka
Kat Legii, Arkadiusz Piech, po spotkaniu był zachwycony.
- Jedną bramkę strzeliłem lewą nogą, drugą walnąłem głową, a trzecią prawą nogą. No i wygraliśmy - śmiał się snajper Ruchu. - Narzeczona Julia przed meczem napisała mi SMS-a: "Arek, trzy bramy murowane". Wywróżyła mi tego hat tricka! Jakoś leży mi ta Legia. W ciągu roku strzeliłem jej aż pięć goli - zauważył. - Przed rozpoczęciem drugiej połowy stanęliśmy w kółku i wzajemnie się mobilizowaliśmy. Trener powiedział, żebyśmy się obudzili. Udało się. To mój pierwszy hat trick w karierze, ale mam nadzieję, że mecz życia dopiero przede mną - zakończył bohater Ruchu.
>>>Zobacz skrót tego meczu